piątek, 31 stycznia 2014

Śniegowo! ❄ ❄ ❄



 W zeszłą sobotę postanowiłam w końcu rozebrać choinkę.
Rozebrałam ją... i zaczął padać śnieg!!!
- Nie mogłaś jej rozebrać wcześniej??? - Tygrys z niecierpliwością, już od dawna czekał na śnieg, bo zakupił był deskę i buty, a śniegu ani widu, ani słychu ;)))

Spadł nareszcie!!!

 

Specjalnie wykonana przecinka w drzewach na Skarpie, coby można było przecisnąć się nią na desce.
Hardcore!!!


Ale są i tacy, co deski nie potrzebują ;)))




Sweet-focia w czapie z pandą ;))) A co!


A oto nasza Skarpa w całej krasie...  Tylko do góry trochę wyjść ciężko ;)


Początki na snowboardzie bywają trudne... :)))







piątek, 24 stycznia 2014

:)))

No i niechcący opublikował mi się post, który miałam dodać później ;)
Cudowny dzień, spędzony na pracy przy komputerze w domu i ze zwierzakami :)))
Mamy taki ogromny, drewniany stół, który latem stoi na tarasie, a zimą robi za moje biuro - uwielbiam mieć masę miejsca na biurku, a ten stół idealnie się do tego nadaje. 

Śniegu u nas wciąż jak na lekarstwo... zaledwie przyprószyło :( Chcemy więcej śniegu!!!



Pająk i koty, prze-szczęśliwe, grzeją futerka w domu, a Stefan nawet często siada na kaloryferze... Za oknami -8 stopni. Widziałam gdzieś nawet takie zawieszki na kaloryfer z legowiskiem dla kota :))) Stefan teraz siedzi na moich kolanach i grzeje mi nogi.



Razem z Pająkiem, mogą się bawić godzinami.


No i przyszła w końcu zawieszka dla Pająka wędrownika niecnoty!!!


Miłego weekendu każdemu z Was życzę - u nas będzie jak zwykle urwanie głowy, Biedronka, wizyta u Taty, Kraków - u mamy i nasi ukochani Przyjaciele, którzy nareszcie przyjechali z Irlandii!! Będzie się działo :)))


PS: Tak wygląda Pełnoletnia po tygodniu pracy:


czwartek, 23 stycznia 2014

Czwartek :)

I już czwartek. Ten tydzień przebiegł mi tak niesamowicie szybko... boję się, że całe życie przeleci mi teraz jak mgnienie oka - w pracy ciągle coś się dzieje, nie ma czasu na nudy... Dopiero co był weekend, a tu już następny za progiem. A jutro pracuję z domu! To dla mnie niesamowity luksus :))) Dziś nie było mnie w domu równe 12 godzin... Ciężki, okropnie ciężki ten styczeń, jestem taka zmęczona, że mam wrażenie, że przy głośniejszym dźwięku albo szybszym ruchu głową moja czaszka po prostu pęknie jak skorupka jajka... Niby nic takiego: siedzieć przez 8 godzin w biurze, przy kompie, niby nic takiego spędzać 3 godziny dziennie (albo i więcej...) na dojazdach do pracy, skupiać się  na drodze, niby nic, a jednak... Myślałam, że jestem silniejsza, przecież nawet ta zima była nader  łaskawa - dopiero wczoraj w nocy spadł u nas pierwszy  śnieg, dopiero raz była gołoledź na drodze, a już 23 stycznia! A niech tak zmrozi, zasypie na amen! Będę sobie wtedy z domku pracować, odpocznę trochę... bo wolnego mało i oszczędzać na wakacje trzeba...





Będzie dobrze, być musi, prawda?


niedziela, 19 stycznia 2014

Pająku, wróciłeś! :)))

Minął już prawie tydzień, odkąd mamy Pająka spowrotem w domu :))) Od tego czasu traktowany jest iście po królewsku i wszyscy tak niesamowicie cieszymy się, że znów możemy przytulać się do naszego cieplutkiego, kochanego Ryja :)))

W poniedziałek, 13 stycznia mijał właśnie tydzień od jego zniknięcia... Wciąż czułam się nieswojo i podle i choć szukaliśmy go, pytaliśmy, wciąż miałam przeczucie, że to jeszcze nie koniec historii i że wciąż jeszcze nie zrobiłam tego, co powinno zostać zrobione... Takie dziwne uczucie w środku, mówiące: nie poddawaj się, bo to nie jest jeszcze czas na złożenie broni! Wciąż też miałam przeczucie, że Pająk wróci... Coś tknęło mnie w pracy i pod wpływem chwili, na szybkości, wstawiłam zdjęcie Pająka na stronę naszego miasteczka na Facebooku. A potem jeszcze, dla spokojności serca, wydrukowałam parę ogłoszeń, choć w głębi serca czułam, że nie będą mi już potrzebne...




Wracając z pracy do domu, na ciemnych rubieżach naszej wsi, przypomniałam sobie nagle pradawny sposób na odnalezienie zagubionych rzeczy...  Gusła, czary, zaklęcia... jakkolwiek by tego nie nazwać... i proszę nie zlinczujcie mnie tu za bycie wiedźmą... sposób ten znam z "Miłości nad rozlewiskiem", książki, którą połknęłam jednym chaustem... i jeśli ktoś czytał, może domyśli się o czym piszę ;)
Przepisu nie podam, prawdziwe wiedźmy nie dzielą się swymi tajemnicami...  i dopiero wieczorem, trzymając Pająka w objęciach dotarło do mnie, co ja właściwie zrobiłam :)))

Cudowna książka, polecam ponad wszystko :)

Pająk i Stefan Dziki Kot


Kiedy byłam już w domu, zadzwonił telefon. 
Resztę historii już znacie: chłopak z domu, w którym znaleziono i przygarnięto naszego Pająka, zobaczył moje ogłoszenie na Facebooku i powiedział mamie. Ci dobrzy ludzie zadzwonili do nas i po 20 minutach odzyskaliśmy naszego włochacza :)))

Pająk miał u nich jak w niebie. Podobno przyszedł tam za jakimś facetem, a było to dobre parę kilometrów. Podejrzewam, że ten człowiek przechodził koło naszego domu, a że Pająk jest niezmiernie towarzyskim zwierzęciem... szedł z nim i szedł... tylko co ten facet sobie myślał??? 
Nie pomyślał, że biedny piesek nie będzie umiał znaleźć drogi do domu???
Że się zgubi, że może przejechac go auto?
Że ktoś ogromnie będzie za nim tęsknił???



Dzieciaki z tego domu niezmiernie pokochały Pająka. Chciały codziennie go kąpać,  Pająk dostał już nawet swoją własną miskę :))) Podczas naszego spotkania nosy mięli pospuszczanie na kwintę....Wcale nie mięli ochoty oddawać Pająka, którego nazwali Reksiem. Obiecaliśmy im takiego samego pieska, bo suka w teściów podobno znów jest przy nadziei :)))

Są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie!!!

Zamieszczam dziś kilka fotek z naszej cudownej, pochmurnej soboty :)))





Marrrrrysia :)

Deszczowo i nie ma najmniejszej nadziei na śnieg... 

Taką deszczową jesień mamy tej zimy...


środa, 15 stycznia 2014

❄ Sielsko - wiejsko - anielsko ❄

Sielsko - wiejsko - anielsko dziś nam na naszej Skarpie, proszę Państwa :)
Pająk, obżarty do granic możliwości rosołem i naleśnikami śpi na różowym kocyku. Stefan "na tronie", zrobionym z krzesła do komputera i mojej najlepszej chusty... Późno już i zaraz trzeba iść spać. Powoli wracam do równowagi i chyba znów zacznę spać w nocy :) Na weekend obiecuję fotki zwierzaków i historię zagubienia i odnalezienia Pająka. A jest co opisywać! To będzie bardzo długa notka!



Tymczasem gaszę świeczkę zapaloną w starej, wiekowej literatce.


Taki nasz miły, kuchenny rozgardiasz :)


 
Pilnuj nas, Aniołku dalej, pilnuj ;)
Nas wszystkich!



Zostawiam parę wieczornych, klimatycznych fotek i uciekam w sen.
Pobudka jutro o 6:15 i kolejny pracowity dzień przed nami... 
Spędźcie go z pożytkiem dla siebie i innych :)))  





poniedziałek, 13 stycznia 2014

Pająk is back!!!

Kochani, MAMY PAJĄKA!!!!

Sama jeszcze w to nie wierzę!!! :)
Dopiero co myślałam sobie, że to już tydzień, że już go chyba nie zobaczę...
Ale coś natchnęło mnie w pracy... ściągnęłam zdjęcie Pająka ze starego bloga, zmniejszyłam i wstawiłam ogłoszenie na Facebooku na stronie naszego miasteczka. Wydrukowałam ogłoszenia, które miałam porozklejać w sklepach i na rynku. Ale tylko co weszłam do domu, dzwoni telefon i jakaś pani mówi, że jej syn widział ogłoszenie na Facebooku i że oni mają naszego Pająka!!!

Po 20 minutach byliśmy już u nich i rzeczywiście, to był on!!! Liwka stwierdziła, że dziś śpi z nim nieodwołalnie :))) Jutro napisze więcej, bo dziś jestem tak rozwalona psychicznie tym wszystkim, że nie umiem nawet pozbierać myśli ;)))

Dziękuję za wszystkie Wasze dobre słowa - mieliście rację! WRÓCIŁ!!! 





niedziela, 12 stycznia 2014

Tarta jabłkowo-budyniowa i sesja pod choinką


Pająka nadal nie ma... Powoli zaczynam tracić nadzieję... Juto minie tydzień... a tydzień to już kupa czasu :( Wczoraj zjeździłyśmy z Liwką okoliczne miejscowości, wołałyśmy, gwizdałyśmy... pytałyśmy ludzi. Nikt nie widział, nikt nie słyszał. Ale każdy wie najlepiej: "pewnie przerobili go smalec", "pewnie już go zjedli" :((( Przestałam ludzi pytać :( Mama pocieszała mnie w piątek, że znajomych pieska nie było przez 2 tygodnie! I wrócił... Tli się więc jeszcze jakaś iskierka nadziei... ale przygasa...

Coby aż tak strasznie smutno nie było, zrobiłam rodzinie tartę jabłkowo-budyniową. Co prawda, powinna być z kwaśnych jabłek, a ja miałam zwykłe, ale całkiem zjadliwa ;)


Orzeszek położony na jabłuszku, to pomysł Liwki :)


Tarta jabłkowo - budyniowa


250 g mąki 
150 g margaryny
szczypta soli
2 jajka 
2 szklanki mleka
budyń waniliowy
cynamon
3-4 łyżki cukru
kwaśne jabłka

Mąkę ugniatamy ze schłodzoną margaryną, cukrem i szczyptą soli. Następnie dodajemy 1 jajko i wyrabiamy ciasto. Z ciasta formujemy kulę, zawijamy w folię i wkładamy do lodówki na min. 30min.

Formę do tarty smarujemy margaryną i oprószamy bułka tartą. Zapobiegnie to przywieraniu ciasta :) Od schłodzonego ciasta odkrawamy 1/3 i chowamy spowrotem do lodówki. Resztę wałkujemy na cienki okrągły placek o wielkości tarty i wykładamy nim formę, także na brzegach. Aby sobie pomóc, można nawinąć ciasto na wałek i tym sposobem, nie rozrywając go, przenieść do formy. Ciasto dziurkujemy widelcem i wkładamy na około 15 min do nagrzanego do 180 stopni piekarnika.

Robimy budyń. Mała podpowiedź: nie warto przygotowywać go zbyt wcześnie, ponieważ później gęstnieje i trudniej jest go rozprowadzić na jabłkach.  Jabłka kroimy na plasterki lub drobną kostkę - ja preferuję kostkę, wykładamy na podpieczony spód ciasta i posypujemy nieodłącznym jabłkom cynamonem :) Następnie wylewamy na to wszystko budyń. Z reszty ciasta wykrawamy paski i układamy je w szachownicę na cieście. Całość smarujemy roztrzepanym jajkiem. Resztę jajka można dać do wylizania kotu, o ile takowego się posiada ;)

Ciasto pieczemy jeszcze około 30 min aż do przyjemnego zarumienienia.

Smacznego! 

Wszystkie przepisy wrzucam do zakładki "Przepisy", żeby były bez gmerania po blogu od razu dostępne :)




Całkiem niedawno przed zaginięciem pieska, zrobiłam całą sesję zdjęciową Liwce i Pająkowi, jak Pająk skutecznie nie pozwalał Liwce zasnąć. Ale nie chcę tu jeszcze pokazywać tych zdjęć... to było by jak pożegnanie... a tak bardzo nie chcę się jeszcze żegnać...

Pokażę więc Liwkę i Marysię w sesji zdjęciowej pod choinką:





Do sesji zdjęciowej użyte zostały: Liwka, Marysia, choinka oraz dwie moje ulubione, najlepsze chustki... Ale co tam, chusty się upierze, a sesja zdjęciowa niezapomniana :)))

Stefan nie lubi flesha i od razu ucieka. Marysia jest na to zbyt leniwa ;)


I oczywiście zabraknąć nie może marysiowej anegdoty na koniec:

Razu pewnego Liwka rysowała w przedszkolu. Pani przedszkolanka podeszła i pyta Liwki:
- Co rysujesz?
- Marysię!
- Oooo. jak ładnie. A co to ma Marysia na głowce, kokardkę?
- Nie, uszy.
- Ooo, takie uszy? No dobrze. A co tutaj ma Marysia?
- Pyszczek.
- Pyszczek? Chyba buzię?
- Nie! Pyszczek! A tu ma wąsy!
- Wąsy???? ................................................... Liwko, a kto to jest Marysia?
- Kotek! I mamy jeszcze kota Stefana, i psa Pająka i.... (i tu się zaczął monolog, którego ze względu na to, iż chciałabym w miarę możliwości jeszcze dziś skończyć pisać tego posta, nie przedstawię).



czwartek, 9 stycznia 2014

Nie ma, nie ma ciebie...

Pająk nie wrócił :(((
To już trzy doby, jak go nie ma...
W nocy śniło mi się ze 3 razy, że wrócił.
Wróci?
Pies sąsiadów, jak poszedł w amory, nie wracał przez tydzień...
Mam ochotę sobie  w łeb strzelić!!! Zawsze latał, gdzie chciał, ale zawsze trzymał się nas albo sąsiednich domów... Uwielbiał ludzi i sąsiadów, z sąsiadem z naprzeciwka chodził w pole i merdał do niego ogonem. Mam straszne wyrzuty sumienia, że nie zrobiliśmy takiej bramy, żeby pies przez nią nie przeszedł... Jesteśmy beznadziejni :(((

 Nie zasługujemy na psa :(

Smutno, tak rozpaczliwie smutno...

Siedzę i ryczę. Tak bardzo brakuje Ryja :(((



***



Święty Antoni!

Wielką łaską obdarzył Cię Bóg, czyniąc Cię patronem rzeczy zgubionych i skradzionych. Stroskany przychodzę do Ciebie ufając, że pomożesz mi w odnalezieniu rzeczy zaginionej, której bezskutecznie szukam.

Wspomnij na to, jak wielką łaskę Bóg wyświadczył Tobie, posyłając do Ciebie wszystkich strapionych, ufających, że Twojej modlitwie Bóg niczego nie odmówi. Jakże często się działo, że za Twoim wstawiennictwem umarli otrzymywali życie, błądzący dobrą radę, uciśnieni pociechę, opętani uwolnienie, trędowaci oczyszczenie, więźniowie wolność, podróżujący pewność życia, kalecy zdrowie, okradzeni swój majątek, znajdujący się w niebezpieczeństwie ocalenie, a wszyscy cierpiący - pomoc i pociechę. Także dzisiaj wszędzie doznajemy owoców Twego wstawiennictwa u tronu Bożego.

Wyjednaj mi tę łaskę, abym ja także był jednym z tych, którzy doznali Twojej pomocy. Polecam Twej opiece to, co mi skradziono, a jeżeli zgadza się to z wolą Bożą, to spraw, abym to otrzymał i mógł znowu cieszyć się tym ku Bożej i Twojej chwale.

Amen.
 
 





wtorek, 7 stycznia 2014

Pająku, gdzie jesteś???

Przepraszam, ale dziś nie będzie wypracowanej notki (ha, ta "notka" została mi chyba jeszcze z Interii, tutaj wszakże pisze się "posty"), nie będzie dopracowanych, przemyślanych zdjęć. Smutno dziś, nieswojo i nieznośnie... Zginął nam nasz pies, Pająk. Dopiero co obiecywałam sobie napisać o naszych hiper-odjazdowych zwierzakach, a tu Pająk nam się zawieruszył :((( "Pająk zaniknął" - mówi Liwka... Zanikł i nie chce wrócić :((( Nie ma go już ponad 24 godziny. Nigdy jeszcze nie oddalał się na tak długo! Rano, kiedy wyszłam i zastukałam w jego budę (budę ma postawioną zaraz przy drzwiach od tarasu, tak, że wystarczy otworzyć drzwi i zastukać w daszek), a on nie wyleciał merdając radośnie ogonem, myślałam, że się popłaczę... Został tylko pajączkowy żółty kocyk... Co prawda jakiś tydzień temu poleciał gdzieś na pół dnia... ale przed nocą wrócił. Pocieszamy się tylko myślą, że nasz Pajączek dorósł, poczuł zew natury i kiedy się wyszaleje, wróci... Wystawiłam mu michę z żarciem przed drzwi... na wszelki wypadek, gdyby w nocy wrócił.

Strasznie się o niego martwię. Nie boję aż tak bardzo aut, ile ludzi :( Pająk unikał przejeżdżających drogą samochodów, zawsze uciekał na trawę, ale ludzie potrafią być okrutni. Boję się też innych psów. Co jak co, ale nasz Pająk za bardzo "obronny" nie jest :/ Niestety, nie ma możliwości zamknąć Pająka na podwórku, bo brama jest tak osadzona, że słoń by przeszedł... a co dopiero mały Pająk. Te psy i koty nasze, dziady jedne i tak zresztą porobiły sobie rozliczne dziury w siatce, co by przełazić na pole sąsiada. Jedna dziura im za mało, porobili parę, jedna obok drugiej. Tygrys woła na Pająka "Ryju", a kiedy Pająk pogryzie nasze buty, woła wtedy "wredny Ryju". I żałujcie, że nie widzieliście ostatnio naszej słodkiej, ubranej od stóp do głów na różowo czterolatki, która szczebiocze do Pająka: "Kto jest śmierdzącym, wrednym Ryjem, no kto?" :)))

Zdjęcia nie najlepszej jakości, zrobione gorszym aparatem jakiś miesiąc temu, kiedy łaziliśmy sobie po Skarpie.



Wróć, Ryju, wróć!!!




sobota, 4 stycznia 2014

Wieczór w świetle świec.

Dziś, po raz pierwszy tej zimy udało mi się odczuć, co to znaczy dłuuugi wieczór :) Taki który ciągnie się od piątej i chyba nigdy nie skończy ;) Och, jakże potrzebowałam takiego relaksu...! Wczoraj miałam przywilej popracować z domu - pod tym względem (i pod każdym innym też - wykluczając jedynie te 3-godzinne dojazdy...) mam po prostu wspaniałą pracę :) I od wczoraj tryskam fenomenalnym wręcz humorem :))) Zaoszczędziłam wczoraj 3 godziny z życia, nie tkwiąc w aucie lub tramwaju, odebrałam córcię z przedszkola i całą drogę do domu gadałyśmy i śmiałyśmy się do siebie jak do sera :) Już na schodach przedszkola Liwka krzyczała radośnie: weekend! :))) Odbierając ją, zastałam ją u pani psycholog - nasze przedszkole ma psychologa i logopedę, i panią od gimnastyki... Liwka ulepiła u niej z plasteliny fenomenalnego "kamelona"*. Pani psycholog powiedziała, że Liwka jest taka pogodna i radosna. Nic więcej nie potrzebuję, żeby poczuć się najszczęśliwszą mamą na świecie :)))


Siedzę na kanapie, a obok mnie Marysia :)

Świeczniki: IKEA, świece adwentowe: Lidl, szyszka: Pinus ponderosa, anioł: prezent :)

Plan na dziś: sprzątanie garderoby i pokoju na dole odfajkowany :) Resztę dnia umilałam sobie zapalając świece, które nie zdążyły wypalić się w czasie adwentu.Te koronkowe świeczniki są zachwycające i wcale nie takie kosztowne ;) I tak... co bardziej spostrzegawczy dojrzą napis "Aluplast" na ramie okna. :/ To szczegół, który powinien spędzać mi sen z powiek, ale prawdę mówiąc, sama przestałam już go dostrzegać ;) Niestety, folie z okien nie zostały zdjęte zaraz po montażu i stopiły się dosłownie z plastikiem okien w jedno. W zasadzie, zamiast pisać bloga, powinnam teraz skrobać żyletką albo innym wihajstrem ramy w piętnastu oknach :))) Ale chyba pomyślę o tym jutro ;)))

No bo jutro mogę przecież wszystko :) Dużo łatwiej z takim podejściem jest żyć, prawda? Wiedząc, że wszystko zależy tylko od nas :))) Można przesiedzieć tydzień na kanapie zbierając siły, aby potem ruszyć zdobywać świat i spełniać marzenia z impetem bomby wodorowej :))) I tak niesamowicie jest mi żal tych ludzi, którzy wegetują w przekonaniu, że nic nie zależy od nich... że już urodzili się pod czarną gwiazdą... czekających na szczęście i na uśmiech losu, które nie przyjdą nigdy, bo przecież najpierw trzeba uśmiechnąć się do siebie w lustrze..


 I czy w końcu i u nas mógłby popadać już w końcu ten śnieg???

Podstawka pod świece: kawałek panela podłogowego :)))




I oto nadeszła dalsza część wieczoru, ta, kiedy dzieci już śpią, a rodzice mają przed sobą jeszcze parę godzin... tylko dla siebie ... :))) Tylko dlaczego jest już 21:38???



*kamelon - kameleon
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...