Drugi dzień urlopu, siódma rano. 11 słoików z zamkniętym w środku smakiem lata i całą masą likopenu, naturalnego przeciwutleniacza, przestygło już przez noc na blacie kuchennym. Zrobiłam wczoraj pomidory w słoikach :) Klęska urodzaju w tym roku :))) Robię z nich w zimie prawdziwą pomidorówkę i dodaję do spaghetti. I to wtedy dopiero jest prawdziwa pomidorówka i prawdziwe spaghetti :))) Na jeden raz wykorzystuję pół litrowego słoika, resztę można trzymać przez parę dni w lodówce. Tak więc z 11 słoików mam 22 porcje na dania :) Innych przetworów nie robię. No może "przetwory" ze świni ;))) Tak, robimy: kompot, dżem i marmoladę :)))) (kocham mojego sąsiada!).
Skłamałam. Jednak robię jeszcze jakieś przetwory: nalewkę z aronii i sok z aronii w ilościach hurtowych :))) O ile nalewkę raczej tylko z litra spirytusu (spiryt cholernie drogi i o liście z wiśni u mnie trudno), to sok z tego wszystkiego co zostanie (a zostaje duuużo i w tym roku będę się dzielić z potrzebującą duszyczką) i pijemy z Cisowianką w długie zimowe wieczory. Albo się dolewa do herbaty. O właściwościach zdrowotnych aronii i pomidorów nie muszę chyba nikomu przypominać, a jeśli ktoś chciałby się dowiedzieć więcej to odsyłam do wszystkowiedzącego wujka Google ;) Nie ma zaprawdę nic lepszego na kiepskie zimowe samopoczucie, takie kiedy wiesz, że łapie Cię już jakaś grypa i łamie w kościach, niż kieliszeczek mocnej, dwuletniej nalewki z aronii ;)))
Tak więc wstałam dzisiaj wcześnie rano, choć teoretycznie nie musiałam, ale chciałam się nacieszyć spokojem, póki rodzina śpi (a pośpi chyba dziś dość długo, bo oboje zabradziażyli wczoraj lekko), napisać posta (kiedy siadałam do pisania, naprawdę nie wiedziałam nawet jeszcze o czym będzie, ale takie posty są najlepsze - nieplanowane, płynące prosto z tego co mi w głowie siedzi i o to właśnie w blogowaniu chyba chodzi ;))) ) i żeby po prostu mieć dłuższy urlop, choćby o te parę godzin, które pewnie przespałabym, a zamiast tego napisałam posta i zaraz lecę na Skarpę zrobić zdjęcia tej aronii i kto wie, co mi jeszcze w obiektyw wpadnie ;))) I kto wie, co się jeszcze dzisiaj zdarzy? :)))
No i chciałam jeszcze ogłosić, że wczoraj koło północka naszła mnie myśl, co by założyć stronę bloga na Facebooku, gdzie mogłabym wrzucać na szybkości jakieś zdjęcia albo myśli, bez potrzeby tworzenia od razu całego posta ;) Zauważyłam też, że sporo z Was jest na Facebooku, a nie każdy chce się ujawniać pod prawdziwym nazwiskiem, stworzenie takiej stronki może być więc fajnym pomysłem. Tak więc zachęcam do polubienia i wpadania:
A ja lecę z aparatem na Skarpę :)))
niedziela, 31 lipca 2016
wtorek, 26 lipca 2016
Dlaczego nie chodzę do kościoła, ale uwielbiam Światowe Dni Młodzieży w Krakowie
Nie mam nic przeciwko ludziom wierzącym. Niech sobie chodzą do kościoła i nabijają kasę księdzu, jeśli dzięki temu się lepiej czują, byle tylko nie emanowali tą wiarą na Facebooku i każdy inny możliwy sposób. Wręcz podziwiam ludzi, którzy czytają Biblię, próbując (mam nadzieję) wyłuskać z księgi napisanej 3,5- 2 tys. lat temu przez ludzi w sandałach jakąś perełkę mądrości i nie twierdzę nawet, że ja nigdy nie zacznę chodzić do kościoła, bo ta cała idea wielkiej wspólnoty jest nawet kusząca (ja zawsze miałam delikatny problem z kontraktami z innymi ludźmi) i kto wie- może na starość ubiorę nawet moherowy beret ;))) Ale na razie dzięki "chwalebnemu" przykładowi spotkanych przeze mnie księży (jeden pedofil i paru skąpych i chytrych na kasę małych, ograniczonych człowieczków, no sorry) jestem po prostu na nie.
W kościele można mnie zobaczyć na ślubach, chrztach, komuniach itp imprezach zorganizowanych, bo jakoś tak nigdy nie pałaliśmy do siebie sympatią z żadnym ze spotkanych przeze mnie klechów, a jak człowieka nie poważam, to nie pójdę słuchać jego pier......., sorry: kazania, a Boga można znaleźć wszędzie i założę się, że jest go więcej w każdym jednym źdźble trawy na łące, niż w pozłacanym obrazie w kościele. Od tzw. wspólnoty kościoła odstręcza mnie hipokryzja, która każe ludziom leżeć krzyżem w kościele, a później w domu lać żonę i dzieci, a w ramach pokuty klepać zdrowaśki. Daleko mi od tych ludzi, od tej hipokryzji, od tego jarmarku świętości... i o matko, ale się zrobiło ostro :) Naprawdę nie chciałam aż tak bardzo publicznie jechać po kościele, bo są to moje prywatne poglądy i zapewne dużo dobrego też gdzieś tam kościół po drodze zrobił... a najlepiej zrobił właśnie w tej chwili mnie, gdyż...
W kościele można mnie zobaczyć na ślubach, chrztach, komuniach itp imprezach zorganizowanych, bo jakoś tak nigdy nie pałaliśmy do siebie sympatią z żadnym ze spotkanych przeze mnie klechów, a jak człowieka nie poważam, to nie pójdę słuchać jego pier......., sorry: kazania, a Boga można znaleźć wszędzie i założę się, że jest go więcej w każdym jednym źdźble trawy na łące, niż w pozłacanym obrazie w kościele. Od tzw. wspólnoty kościoła odstręcza mnie hipokryzja, która każe ludziom leżeć krzyżem w kościele, a później w domu lać żonę i dzieci, a w ramach pokuty klepać zdrowaśki. Daleko mi od tych ludzi, od tej hipokryzji, od tego jarmarku świętości... i o matko, ale się zrobiło ostro :) Naprawdę nie chciałam aż tak bardzo publicznie jechać po kościele, bo są to moje prywatne poglądy i zapewne dużo dobrego też gdzieś tam kościół po drodze zrobił... a najlepiej zrobił właśnie w tej chwili mnie, gdyż...
...siedzę sobie w domku i przez cały tydzień pracuję z domu, bo dojazd do pracy byłby praktycznie niemożliwy :)))
(a od przyszłego tygodnia urlop, więc trzy tygodnie wolnego od dojazdu do Krakowa!!!)
Tak więc to wszystko mnie ominie:
A Wy jak- uciekliście z Krakowa, czy może właśnie "pielgrzymujecie"? ;)))
piątek, 15 lipca 2016
Grill z felgi i róże w ogrodzie.
Dzisiaj taki "lekki" post, choć chodzi mi po głowie zupełnie co innego... W dodatku zdjęcia co najmniej sprzed miesiąca, bo ja w czerwcu zawsze ląduję w jakiejś dziurze czasoprzestrzennej ;) Sorry, taki klimat ;))) Róża już dawno przekwitła i obcięłam jej kwiaty, żeby szła w pędy, a nie w niepotrzebne nasiona (tak samo powinno się obcinać przekwitłe kwiatostany bzu). Przekopałam ją z działki z K.,gdzie rosła pewnie jakieś 15 lat, więc ten osobnik ma niecałe 20 lat, przy czym u mnie na Skarpie wylądował jakieś 3 lata temu w postaci bryły ziemi z korzeniami i dwóch, trzech pędów :))) Jak widać, jest niezniszczalny, niesamowicie żywotny i ma wielką wolę przetrwania :))) Szkoda tylko, że nie pachnie, ale za to nadrabia wyglądem ;)
A Tygrys zrobił genialnego grilla z felgi od samochodu, którego to złomu ci u nas dostatek ;)))
A Tygrys zrobił genialnego grilla z felgi od samochodu, którego to złomu ci u nas dostatek ;)))
Moja wymarzona winorośl posadzona od północnej strony tarasu włazi już na taras ;)
W wielkiej donicy postawionej w cynkowanym garze pachniała nocami maciejka... Takie oto ma ona niepozorne kwiaty. Przekwitła ale wysiałam już drugą turę na gorące, sierpniowe noce :)))
(które mam nadzieję, nastąpią!!!)
No i oczywiście lawenda. Lawendy ostatnio przybyło ;)
Pozdrawiam i zbieram siły na dłuższy i "głębszy" post ;)))
czwartek, 7 lipca 2016
Urlopik, czyli cudowne relaksy, kosmetyki i "Leki z bożej apteki".
Przede wszystkim: dziękuję za Wasze cudowne komentarze pod poprzednia notką!!! Na które zresztą zaraz odpowiem. Dodały mi takiego powera do pisania, że ciężko to opisać, ale przede wszystkim dodały mi powera, żeby wciąż być sobą :))) bo na pewno nie o starzenie się chodzi ;))) Nie w moim przypadku :))) W codziennym zabiegamy życiu ciężko znaleźć chwilę, żeby na spokojnie usiąść i znaleźć się w blogowym świecie. Ale teraz mam urlopik :))))
Pogoda jest boska! Nie pada, ale nie ma też upałów - znaczy się: odetchnąć można :))) Co prawda z powodu pogody byliśmy w Kamionce tylko niecałe 3 dni (smuteczek....), ale za to mieliśmy okazję odrobinę pozwiedzać okolice i pozachwycać się leśnym szlakiem i pozażerać się leśnymi malinami i borówkami. A do zielnika doszło parę liści z kamionkowego lasu :))) Raj nie tylko dla kochających moczenie dupy w jeziorze, ale i dla rybaków i grzybiarzy. Jesteśmy już stałymi bywalcami u pana Andrzeja, który nota-bene strasznie przypomina mi tego aktora, Kevina Bacon'a. I nawet masakrycznie niewygodne łóżka od których rano człowiek ma kwadratowy tyłek nie zniechęcą mnie przed wyjazdami do Kamionki! Tak po cichu marzę, że może nawet jeszcze w tym roku :)))) W sierpniu :))) Tylko następnym razem wezmę może dmuchany materac ;))))
Wróciliśmy wczoraj i od razu rzuciliśmy się w wir roboty na Skarpie. Miałam energii za dwóch po tej Kamionce :) Za to dzisiaj keeping :) Tylko najważniejsze sprawy, szybki obiad po najmniejszej linii oporu i same urlopowe przyjemności :)))
Szukałam glicerynowych mydeł kiedyś w Carrefourze. Nie było ani jednego :/ Gliceryna jest fajna, bo nawilża skórę. Więc dzięki Ci czerwony owadzie w kropki ;) W Carrefourze znalazłam za to benedyktyńskie naturalne mydło z miodem. Cena kosmiczna, jak za mydło. Ale warto. Nie dość, że bardzo wydajne, to wspaniale nawilża i złuszcza stary naskórek. Na samym początku zlazła mi cała stara skóra, a później nie potrzebowałam nawet balsamu. I starczy chyba na 2-3 miesiące :))) Zdjęcia nie wstawiam, bo już nie mam opakowania, ale polecam ;)
Albo kupić na przykład starą książkę o zielarstwie i czytać, czytać, czytać :) Gdybym nie żyła w teraźniejszych czasach, zostałabym chyba zielarką :)))
Moje włosy, jako, że rozjaśniane, pozostają w stanie tragicznym... i przed urlopem znowu zaczęły wypadać :((( Zakupiłam więc olejek łopianowy na skore głowy i czysty olej arganowy na resztę pasm. Mam straszną jazdę na czyste, naturalne kosmetyki :))) Gotowa nawet jestem leźć w rów co by rwać korzeń łopianu "gołemi ręcami". I chyba nawet tak zrobię :))) Chciałam sobie zrobić własny krem z lawendy, który robi się tylko z euceryny, gliceryny, lawendy i ulubionego olejku, ale w aptece nie sprzedadzą euceryny bez recepty :( Wiec chyba użyję kremu Nivea, który jak wiadomo w głównej mierze z euceryny się składa ;) Taki krem można trzymać w lodówce tylko przez 2 tygodnie, ale niesamowicie jestem ciekawa działania... Można też zrobić krem z różowej koniczyny - na zmarszczki. Albo z kwiatów nagietka :)
Co do włosów, to chyba tym razem uratował mnie szampon z tataraku :))) Kupiłam go z mojej miłości do ziół. Pachnie nieziemsko :))) Jestem w stanie kupić chyba wszystko co ma skład ziołowy i pachnie jak łąka :))) I jest z odżywką, dlatego wzięłam go na wakacje. Szału "ni ma". Trochę przesuszał moje zniszczone włosy, że aż się elektryzowały, a skóra głowy wcale nie pozostawała długo świeża (odżywka w składzie). Ale włosy przestały wypadać :))) I nie jest to chyba zasługa olejku z łopianu, bo nałożyłam go na skórę głowy tylko raz. A tatarak ma niesamowite działanie na włosy, choć walczy raczej z przetłuszczaniem się, łupieżem, wzmacnia włosy. Link do poradnika ziołowego TU (klik).
Tak wiec urlop pod znakiem natury, ziół i cudownego relaksu, a po południu jedziemy na coś zdecydowanie odbiegającego od natury (ehhhh...), czyli na ptaki z zębami , czyli do kina na "Angry Birds". Jak się obiecało dziecku, to teraz trzeba dotrzymać ;)))
Pogoda jest boska! Nie pada, ale nie ma też upałów - znaczy się: odetchnąć można :))) Co prawda z powodu pogody byliśmy w Kamionce tylko niecałe 3 dni (smuteczek....), ale za to mieliśmy okazję odrobinę pozwiedzać okolice i pozachwycać się leśnym szlakiem i pozażerać się leśnymi malinami i borówkami. A do zielnika doszło parę liści z kamionkowego lasu :))) Raj nie tylko dla kochających moczenie dupy w jeziorze, ale i dla rybaków i grzybiarzy. Jesteśmy już stałymi bywalcami u pana Andrzeja, który nota-bene strasznie przypomina mi tego aktora, Kevina Bacon'a. I nawet masakrycznie niewygodne łóżka od których rano człowiek ma kwadratowy tyłek nie zniechęcą mnie przed wyjazdami do Kamionki! Tak po cichu marzę, że może nawet jeszcze w tym roku :)))) W sierpniu :))) Tylko następnym razem wezmę może dmuchany materac ;))))
Wróciliśmy wczoraj i od razu rzuciliśmy się w wir roboty na Skarpie. Miałam energii za dwóch po tej Kamionce :) Za to dzisiaj keeping :) Tylko najważniejsze sprawy, szybki obiad po najmniejszej linii oporu i same urlopowe przyjemności :)))
Jak ja jej zazdroszczę tego koloru włosów :)))
Nie wiem czy już o tym pisałam, ale Liwka odziedziczyła chyba po mnie miłość do pisania :)))
Zapisuje niezliczone ilości zeszytów i kalendarzy, a ostatnio szczególnie pokochała jeden, oprawiony w moją starą pluszową okładkę, którą dodawali wieki temu do herbaty "Saga":
Te błędy są przesłodkie :))))
Zrobiłyśmy też pacynkę kotka ze starej skarpety i kawałków filcu :)
Od tego jest właśnie urlop: żeby zająć się pierdołami, zresetować mózg i po prostu zrelaksować się na maksa :)))
Na przykład kupić sobie śliwkowe świeczki w Biedronce...
i cieszyć się tym pięknym kolorem i zapachem...
Zdjęcie płonącej świeczki zrobiła Liwka :)
Albo kupić sobie trzy glicerynowe mydełka w Biedronce za niecałe 5 zł i... znów cieszyć się tym pięknym kolorem i zapachem ;)))
Szukałam glicerynowych mydeł kiedyś w Carrefourze. Nie było ani jednego :/ Gliceryna jest fajna, bo nawilża skórę. Więc dzięki Ci czerwony owadzie w kropki ;) W Carrefourze znalazłam za to benedyktyńskie naturalne mydło z miodem. Cena kosmiczna, jak za mydło. Ale warto. Nie dość, że bardzo wydajne, to wspaniale nawilża i złuszcza stary naskórek. Na samym początku zlazła mi cała stara skóra, a później nie potrzebowałam nawet balsamu. I starczy chyba na 2-3 miesiące :))) Zdjęcia nie wstawiam, bo już nie mam opakowania, ale polecam ;)
Albo kupić na przykład starą książkę o zielarstwie i czytać, czytać, czytać :) Gdybym nie żyła w teraźniejszych czasach, zostałabym chyba zielarką :)))
Książka o ziołach, a zasady żywieniowe wciąż te same i niezmienne...
I różne tajemnicze przepisy ;)
Zioła zebrane samodzielnie to zupełnie co innego niż zioła apteczne... Melisa z apteki, owszem, zadziała i uspokoi. Ale taka zerwana z własnego ogródka ma 10 razy silniejszego "kopa" :)))
Moje włosy, jako, że rozjaśniane, pozostają w stanie tragicznym... i przed urlopem znowu zaczęły wypadać :((( Zakupiłam więc olejek łopianowy na skore głowy i czysty olej arganowy na resztę pasm. Mam straszną jazdę na czyste, naturalne kosmetyki :))) Gotowa nawet jestem leźć w rów co by rwać korzeń łopianu "gołemi ręcami". I chyba nawet tak zrobię :))) Chciałam sobie zrobić własny krem z lawendy, który robi się tylko z euceryny, gliceryny, lawendy i ulubionego olejku, ale w aptece nie sprzedadzą euceryny bez recepty :( Wiec chyba użyję kremu Nivea, który jak wiadomo w głównej mierze z euceryny się składa ;) Taki krem można trzymać w lodówce tylko przez 2 tygodnie, ale niesamowicie jestem ciekawa działania... Można też zrobić krem z różowej koniczyny - na zmarszczki. Albo z kwiatów nagietka :)
Tak wiec urlop pod znakiem natury, ziół i cudownego relaksu, a po południu jedziemy na coś zdecydowanie odbiegającego od natury (ehhhh...), czyli na ptaki z zębami , czyli do kina na "Angry Birds". Jak się obiecało dziecku, to teraz trzeba dotrzymać ;)))
Subskrybuj:
Posty (Atom)