wtorek, 27 maja 2014

Ziołowo - ogródkowo - majowo i ogród koczowniczy ;)

Poczułam dzisiaj, że jak czegoś nie napiszę, to się wykończę ;))) Szczerze jednak, im dłużej mnie tu nie ma, tym ciężej jest wrócić. Brakuje mi jednak tych kilku chwil tylko dla siebie, chwil dla poskładania myśli i pozytywnego nakręcenia się na przyszłość :) Kocham tą porę roku,  kiedy wracam z pracy i jest jeszcze masa czasu i dnia, żeby zrobić coś "koło domu" :))) Na imieniny od męża dostałam fundusze na małe szaleństwo w szkółce roślin ozdobnych i zaszalałam, oj, zaszalałam, w piątek po pracy wróciłam w bagażnikiem pełnym krzaków :))) nabyłam wymarzoną od dawna żurawkę i tawułkę (dzięki za namiary, Amasjo!) i nawet świerka, który za 30 lat ma dorosnąć zaledwie do dwóch metrów :)))

Wszystkim pochwalę się niebawem, jak już zostanie wsadzone we właściwe miejsce, bo nasz ogród cierpi niestety na syndrom koczownika - rośliny koczują w jednym miejscu przez jakiś czas, a potem zmienia się koncepcja i trzeba je przesadzać ;))) No tak, przyznaję, to mnie ciągle zmienia się koncepcja - dziś mój a la romantic żywopłocik z bukszpanu zmienił się w zakątek bukszpanowo-paprociowo-żurawkowo-tawułkowy, a przy okazji odkryłam, że hortensje wsadzone tam w zeszłym roku jednak jakimś cudem odbiły i stałam się dumną posiadaczką dwóch hortensjowych sadzonek... które nie wiem jeszcze gdzie wsadzić, więc przekoczują lato w donicach ;)))

Ziółka obrodziły bogato: melisa i mięta dosłownie wypełzają z inspektu ;)))



Jest 21:43 a Tygrys jeszcze tnie coś boshem w piwnicy - tak oto wygląda nasz dzień, ja po 11 godzin w pracy (z dojazdami, wiec nie litujcie się nade mną zanadto ;))) ), Tygrys odwozi Liwkę i przywozi ją z przedszkola, a w międzyczasie ma parę godzin na swoją pracę w garażu. Potem tatusiuje na całego, gotuje dziecku obiadki, ale na szczęście Liwka jest już na tyle duża, że zajmie się sobą i Tygrys może jeszcze porobić co-nieco w garażu. W tej chwili robi podgrzewanie solarne wody własnej konstrukcji, układa kostkę pod domem, naprawia ze 3 auta i ma rozpoczęte pewnie jeszcze ze 3 inne projekty, które w tej chwili nie przychodzą mi do głowy ;)


Oprócz tego w pracy... w pracy niespodziewana niespodziewanka w postaci godziwej podwyżki :)))) ale też i więcej obowiązków i  mieszkań do zarządzania... Będę miała "pod sobą" (hehe, jak to brzmi!) teraz prawie 100 mieszkań, a to wszystko dzięki koleżance, która stwierdziła, że odchodzi - oj nie mogła chyba podjąć lepszej decyzji ;)))


Krzewuszka kwitnie przepięknie, a mam jeszcze 2 małe sadzonki czerwonej :))) I chyba nawet wiem, gdzie je posadzę ;) Będzie pięknie!!!!


A te białe kwiatuszki  to kwitnąca rukola. W życiu nie pomyślałabym, że rukola może tak pięknie i delikatnie kwitnąć, rukolę powinno się zeżreć zanim w ogóle zdążyła pomyśleć o kwitnięciu, ale nie podszedł nam jednak jej gorzkawy smak... i ostała, co by tak pięknie ucieszyć moje oko ;)))
W tle na zdjęciu kalarepka, "bączki" cebuli i koperek. 
Tygrys zmajstrował mi mały inspekcik, który ustawiłam kolo domu, żeby nie musieć latać na drugą stronę Skarpy po nowalijki :))) Mam tam jeszcze sałatę, pietruchę i rzodkiewkę :)))



A koło tarasu całe łany kocimiętki :))) 






Przed domem zaś zagon żagwinu :)))


Koncepcja jednak, jak to koncepcja, ciągle ulega zmianie i ziemię koło tarasu wyścielimy chyba jednak agrowłókniną i wysypiemy korą. Nie jestem w stanie obrobić takich hektarów a przydałoby się czasem, dla rozrywki, zamiast z motyką grzbiet zginać, posiedzieć z kubkiem kawy na tarasie ;)))


Dziękuję wszystkim, którzy przedarli się przez moje ogródkowe wynurzenia i spokojnej nocy życzę :)))


11 komentarzy:

  1. Ahhh.... Tawułę uwielbiam, ale tak nam się rozrosła, że nie wiem co z nią zrobić.... Nasz ogród (jak Krzys go zwie) jest dośc skromny... Od lat te same rośliny... Niestety nie możemy się z mamą zgodzić, bo ona chciałaby mieć wszystko i wszędzie... A ja to chciałabym mieć kilka ładnych kiatków.... Najlepiej nie wymgających jakiejś szczególnej pielęgnacji i najlepiej kwitnących od kwietnia do października....

    Kocimiętkę paiętam z zeszłego roku :)) (Czy też masz wrażenie, że czas nam ucieka?)

    Pozdrawiam :* Cieszę się, że znajdujesz spokój i ukojenie w tym grzebaniu :)))

    I gratuluję gotującego męża :) Mój tego nie potrafi, ale nie można mieć wszystkiego... I nasze dzieciaki już takie duże...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zazdraszczam rozrośniętej tawuły - ja zainwestowałam w dwa krzaczki i mam zamiar zrobić z niej niezliczoną ilość sadzonek ;))) Od zawsze strasznie mi się podobała, ale nigdy jej nie miałam!

      moja koncepcja ogrodu na początku tez wyglądała: wszystko i wszędzie, teraz stopniowo zmienia się na: mniej znaczy więcej (lepiej), plus "jak tu nie narobić sobie za dużo roboty" ;))) Dziś znowu do zmroku prawie plewiłam, sadziłam.... ale z drugiej strony nosiło mnie już w domu,,, bo ja to po prostu kocham!

      Czas ucieka... Ucieka nam zbyt szybko...

      A gotujący mąż... heh...ugotuje coś z rzadka, ale czasem się mu zdarza - robi najlepsze spaghetti na świecie!!! Przez gotowanie obiadków dla Liwki miałam na myśli bardziej rzeczy typu: naleśniki albo makaron ;)))

      Usuń
    2. Naleśniki i makarony to i tak bardzo dużo :)) Mój M. może by z głodu nie umarł :) Niestety ja muszę gotować a tego nie lubię... Ale w sobotę będę robić frytki z selera :) Bardzo jestem ciekawa co to za wynalazek :))

      A tawułę mamy już chyba 8 lat. Próbowałam zrobić sadzonki, bo jest ładna i ładnie pachnie, ale zawsze zapominam, że coś mam w doniczkach i po prostu umiera mi to śmiercią z braku wody... Żaden ze mnie ogrodnik...

      Kochana i wiesz że ja mojego syna kocham najbardziej na świecie... Jak każda matka swoje dziecko... :)

      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Ale ja wiem, że kochasz :))) Tak jak ja kocham swoją... Moją zasadą jest, że akceptacja dla dziecka jest najważniejsza... i nikogo nie wolno zmieniać na siłę. Powiedz to swojej ciotce ;)

      Szkoda, że mam tak daleko do Ciebie, przyjechałabym po sadzonki tawułki ;))) Nic bardziej mnie nie cieszy, niż rozmnażanie roślin. Nawet kiedyś myślałam o własnej szkółce... ale wyszło jak wyszło!

      Pozdrawiam deszczowo ;)

      Usuń
  2. pełna podziwu jestem dla tych wszystkich cudności....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie, ale gdzie tam jeszcze mojemu ogrodowi do cudowności... lata, lata świetlne pracy jeszcze!

      Usuń
  3. O to, to, syndrom koczownika to też cecha mojej działki, bo jak kupię nowe rośliny to zawsze się okazuje, że najlepsze dla nich miejsce już zajęte i trzeba przesadzać "babcia za wnuczka, wnuczek za mruczka, mruczek za ... " Radosny i kolorowy post tak jak Ty. Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc rozumiesz mnie doskonale ;)))

      Post radosny... nareszcie. I następne też takie będą :) Serdeczności!

      Usuń
  4. ja przeszłam, i dobrze mi tu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. gratuluję podwyżki;))))))) super;))) ale i tak współczuję tych 11 godzin. piękny ogródek. aż mi się marzy taki dom z ogrodem;) aż słyszę jak twój mąż piłuije tym boshem i czuje zapach tych wszystkich kwiatów;0

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz. To inspiruje! :-*

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...