Nic to :) Mam w zanadrzu inną notkę, planowaną od dawien dawna. A kiedy postanowiłam ją w końcu dziś wieczorem napisać, do biura weszła prze-wesoła, prosta kobieta, rodem z głębokiej wsi, ale tak wesoła i zaangażowana w roznoszenie listów, że wywołała uśmiech na twarzy każdego :) A uśmiech na twarzy każdego w naszym biurze nieczęsto się zdarza ;) Zazwyczaj to taka atmosfera tajemniczości i grozy się sączy z ekranów laptopów, hehe, a nasz manager pilnuje, dozoruje i nawet przestrasza.... ;) niczym sędzina Wesołowska, co zresztą zostało uwiecznione w karykaturze namalowanej przez naszą uroczą sekretarkę ;))) czy jest tak naprawdę? O to należałoby zapytać Karola, który dostaje od chińskiego najemcy maile typu: "Ja płacić w poniedziałek. Ty być szczęśliwy?", albo mnie, chwilę po obejrzeniu przeze mnie zdjęć z luksusowego apartamentu na Marinie, w którym najemcy zamontowali sobie drewnianą zagrodę przebiegającą przez środek salonu ;) No comments. Ale nie o tym miało być :) Wejście tej wesołej, wiejskiej babeczki w jakiś sposób utwierdziło mnie w przekonaniu, że powinnam właśnie dzisiaj tą notkę napisać. Na zasadzie "Wszechświat gada, słuchaj wszechświata", bo ja mam wielki sentyment do takich ludzi i takich ludzi tam właśnie pokochałam...
Nie rozgraniczam ludzi na tych ze wsi i miastowych. W dobie TV, internetu, dojeżdżania do pracy w mieście te różnice zanikają, choć jeszcze zdarzają się wyjątki jak ta pani z listami, oczywiście. Czego najbardziej zazdroszczę ludziom ze wsi? Tego spokoju. Życia w rytmie pór przyrody. Głębokiej mądrości, ale takiej życiowej, nie wyssanej z książek akademickich. Darzę takich ludzi wielkim szacunkiem, bo życie z gospodarki to ciężki kawałek chleba. A działka w K. na zawsze pozostanie moim azylem i choć teraz opuszczona, zarośnięta i w uśpieniu, to mam przeczucie, że przyda się jeszcze i to bardzo, w przyszłości :)
Zbierałam się do tej notki parę dni. Wyciągnęłam stare zdjęcia z otchłani komputera, obrobiłam delikatnie i nieraz łezka się w oku zakręciła. Nie tylko z powodu opuszczonej działki. Nie tylko z powodu minionych, zajebistych czasów, kiedy działka w K. była dla mnie, mieszczucha, wytchnieniem, ukochaną oazą i schronieniem... Miejscem spotkań z przyjaciółmi i pierwszą miłością... Ale też dlatego, że na zdjęciach jest mój Tata, który sam domek w K. zbudował. Wtedy nie doceniałam tego aż tak bardzo... Wiadomo, cieszyłam się, byłam dumna z taty. Ale teraz kiedy dochodzi do mnie ogrom włożonej pracy, uginają się pode mną kolana. I tak bardzo żałuję, że już Go nie ma... 14 kwietnia miną 3 lata od Jego śmierci...
Tak więc ostrzegam: utoniecie dosłownie w tym morzu zdjęć sprzed dziesięciu lat, ponieważ dodałam absolutnie wszystkie, jakie mam z cyfrzaka (dużo jeszcze zdjęć jest w postaci odbitek wychowywanych metodą tradycyjną), ale niektóre mogą Was rozbawić, szczególnie zdjęcie mojego psa spoczywającego na ławeczce przy szklaneczce z herbatką ;)
Pamiętam, jak razem z tatą sadziliśmy tego srebrnego świerka... teraz jest wysoki aż do nieba.
Rodzice ❤ ❤ ❤
Zdjęcie tych gałązek znalazło się w naszym zaproszeniu ślubnym, gdzie prosiliśmy gości o przynoszenie sadzonek iglaków zamiast kwiatów ;)
Jedna z ważniejszych postaci, mój pies Ufo :) Ufka nazywana była rudą wredną zdzirą ponieważ nie tolerowała nikogo innego oprócz mnie i mamy. I taty.... czasami ;) Nie tolerowała nawet innych psów.
Tata nie chciał psa. Mama przyniosła go jak miałam 16 lat i tata przez 3 dni chodził obrażony. W końcu kiedyś, gdy bawiłam się z psem na balkonie, przyszedł i powiedział: "Nawet ładny ten pies". I niedługo później już chodził kupować psu psie przysmaki na Placu Imbramowskim ;))
Stokrotki, które wyrosły w trawie i trzeba było omijać je przy koszeniu :)
Jodła koreańska. Targałam ją ze szkółki na piechotę przez pół Krakowa kiedy jeszcze dziecięciem w donicy była. Przesadziliśmy ją na Skarpę, ale się nie przyjęła :(
Pisałam o tym chabaziu tu :)
Świętej pamięci chabaź R.I.P.
Białe kwiatki, które kocham i zdobyłam ponownie od kuzyna z K. :)
Świerk biały "Conica".
Obiecany piesek przy herbatce ;)
Siewki tuj pod brzózkami - bo ja od zawsze zapędy szkółkarskie miałam ;)
Te kwiaty też mam teraz na Skarpie...
Domek, który Tata zbudował sam własnymi rękoma... W środku była kuchnia i sypialnia i mały ganek. Na górze mały strych, moja sypialnia :) Najszczęśliwsze chwile mojej młodości i dzieciństwa....
Ulubiony kolor iglaków :) Dawno temu porobiłam sadzonki i dzięki temu mam teraz takie krzewy na Skarpie :)
Kosaćce :)
Fiolet, fiolet i jeszcze raz fiolet. Widocznie od zawsze tak miałam :)
Wygrzewamy stare kosteczki na słońcu :) Ufka miała tutaj jakieś 10-11 lat.
Mój wujek pieszczotliwie mawiał na nią "Ufinka".
Mój wujek pieszczotliwie mawiał na nią "Ufinka".
Tata ze swoją miną... Przed nią klękały narody... Ale równie dobrze w następnej sekundzie mógł się uśmiechnąć.
Jedno z moich ulubionych zdjęć :) Rodzice :) Mama z pomidorkiem ;) W tle wąwóz prowadzący do moich kuzynów i jeszcze dalej nad staw... i pod dom Michała :)
Cisza, spokój, przy płocie jedynie polna droga... Czasem tylko jakiś traktor przejechał, albo Śliwińska krowy przegnała....
Już wtedy podobały mi się trawy ozdobne i mieliśmy
kostrzewę: nie wiedziałam jednak że trzeba je przycinać ;)
Orzech. Nie wiem jak u Was, ale u nas w Małopolsce na każdym
podwórku musi być orzech J
Nie ma podwórka bez orzecha. Na Skarpie też już jeden rośnie.
Tą wierzbę wsadził Tygrys. Po prostu zerwał gdzieś gałązkę i
wetknął w ziemię. Teraz jest wielkim drzewskiem i zakrywa pół domku – za każdym
razem musimy ją obcinać. Co by tradycji stało się zadość, trzeba sadzonkę
zasadzić na Skarpie :)
Wielkim plusem działki w K. było to, że kiedy ją kupiliśmy
były na niej już stare drzewa. U nas na Skarpie było gołe pole, więc stratujemy
od zera. I nie ma nawet na czym Liwce domku na drzewie zrobić….