Ferie. Chwila oddechu. A ja od wczoraj mam urlop :) Liwka u Babci Lili od środy, a ja wypoczęłam już jak chyba nigdy. Nie ma we mnie tej radości, że dziecka nie ma i wielu rzeczy się nie "musi". Nie rozumiem matek, które na FB pod koniec ferii wypisują, że już mają dość, że niech już te dziecki idą do tej szkoły i niechże dadzą w końcu spokój... My i tak mamy siebie tak mało, że każdy dzień wolny od pracy/szkoły jest jak święto. I wcale nie odetchnęłam z ulgą jak pojechała do babci, choć trochę tej radości z wolnej chwili dla siebie oczywistością najoczywistszą, że było :))) I wysprzątałam jej pokój na błysk, pościele wszystkie poprałam, poprasowałam, nawet zasłony poprane, nową poduszkę z króliczkiem kupiłam, niespodziankę będzie miała... Taki mój odpoczynek od pracy ;) Niech jeździ, zrywa pępowinę, spędza czas z ludźmi, przeżyje niezapomniane chwile dzieciństwa u Babci na wsi :) Choć co prawda ze wsi na wieś to już nie taka atrakcja...
Jajka surowe malowały farbami i robiły małe jajka Furby Boom. Robiły razem kotlety. Drogą na stację spacerowały po słodycze.
Dziś ją odbieramy :)
A tą całą presję jeśli chodzi o szkołę odpuściłam. Zdążymy jeszcze z tymi zegarami, mnożeniem do 30-stu i lekturą na ferie... Nie chcę, żeby była kujonem, jak ja. Bo wiem, ile straciłam. Byleby jej jakoś szło. Niech ma lepiej swoją pasję, fantazję, odwagę, żeby się przeciwstawić systemowi. Zrobić po swojemu. Bo że inaczej, nie znaczy gorzej. Czasem mówią, że czegoś się nie da. A potem przychodzi taki, co o tym nie wie i to robi ;) Niech ma zamiast szóstek w dzienniku wiernych przyjaciół, z którymi można konie kraść i którzy w razie czego pospieszą z pomocą... To się w życiu liczy. Ludzie.
I ja też powoli uczę się odpuszczać. Wolę być rugana za to, że czegoś nie robię, niż za to, że coś robię... W styczniu parokrotnie oberwałam za nadgorliwość. Ktoś kiedyś dawno temu nazwał mnie "pierdolona społeczniara". Robić co należy... Aż tyle i tylko tyle.
Dlatego cieszę się tym co tu i teraz, feriami, zapachem muffinek w piekarniku, wypraną pościelą, że dziecko odebrać z ferii jadę :) Na wiele rzeczy nie mam wpływu, mam wpływ na to co dla mnie najważniejsze i tego się trzymam, a to czego zmienić nie mogę i mnie bezpośrednio nie dotyczy, odpuszczam i niech się dzieje poza mną, poza nami, cholera z tym :)
Zdjęć nie mam, bo buro, ciemno i ponuro...
U nas ferie minęły na chorobach. Nas ominęło, ale już moja siostrzenieca przyjechać nie mogła... Ale wczoraj spontanicznie został Antoś na noc :) i jest fajnie ;) ciesz się kochana odpoczynkiem i tym, że jesteś cała dla dziecka :) ferie u babci też są fajne, ale powrót do domu jeszcze lepszy :D bawcie się dobrze przez resztę ferii. Pozdrawiam serdecznie :*
OdpowiedzUsuńDziękuję. Ale u nas tez choróbsko... musieliśmy odwołać wyjazd w góry... Ale i tak jest pięknie - wypoczywam za wszystkie czasy :) Cieszę się, że jeszcze 4 dni ferii!!!
Usuńno to radochy na każdą chwilę pożyczam :) Liwka to już pewnie wyrosła pod niebo ;)
OdpowiedzUsuńWyrosła!
UsuńMasz wspaniałe podejście do wychowania córki.
OdpowiedzUsuńDziękuję... staram się jak mogę, nie jestem żadnym guru i wiele błędów też popełniam, świadomie i nieświadomie... Ale się staram.
Usuńodpuść. nie naciskaj na te lekcje. nie ucz ją nak kujona.
OdpowiedzUsuńmatka niby chcac dobrze - krzywdę mi tylko zerobiła tym. rodzice tak bardzo chcieli bym poszła na studia. tak bardzo że pod podstatówki musiałam zakuwać. nic nie robić tylko zakuwać. nie wilno mi było pójść na podwórko póki leocke nie odrobiłam. mało tego w liceum prócz lekcji posyłali mnie na korepetycje. właściwie...ze wszystkiego. nie miałam kiedy odpoczać bo ciągle tylko lekcje korepetycje i przyszedł moment że od nadmiau tych zajęć zemdlałam. bo chodząc z jednych kokrów na drugie ( mimo że byłam dobrym uczniem) nie miałam siły na naukę. przykładało się wagę nie do tego co udałó mi isę osiągnąć tylko do tego czego nie zrobiłam.
efekt wyrosłam na osobę z niskim poczuciem wartości nad którym kupę lat musiałam pracvować. by nie czuć się zerem. tylko być po prostu dla samej siebie kimś wartościowym. znać swoje minusy i cieszyć sie z osiągnieć. i że nie muszę robić wszuystkiego dla kogoś. bo zawsze ktoś się znajdzie kto będzie niezadowolony. tylko umieć być dla siebie i cieszyć się z własnych drobniejszych i więskzych sukcesów i mieć trochę wyjebane na zdanie innych.
na studia i tak nie poszłam. posyłając mnie z jednych korków na drugie "nie zauważyli" jaka jestem intelinegnta i zdolna. że mam dobrą pamięć i nie muszę zakuwać by umieć. że przeczytałam wszystkie lektury i te nadobowiazkowe również. a mama nie przeczytała nawet jednej trzeciej z tego kiedy była uczniem.
nie mam żalu do rodziców bo było minęło. ale mogli trochę odpuścić. nie musieli aż tak mnie "tresować".
trzeba ciszyć się i chwalić za same starania nawet jak coś nie wyjdzie. i uczyć niepoddawania się
Dokładnie - podpisuję się pod ostatnim Twoim zdaniem! chwalić, chwalić, chwalić, dostrzegać osiągnięcia i je podkreślać i uczyć żeby się poddawała. Tego właśnie chcę. I chcę, żeby miała piękne dzieciństwo i młodość, nie nad książkami, zgarbiona nad biurkiem jak ja - bo chociaż byłam kujonem (chociaż też nie przez cały czas, w 3 klasie liceum odpuściłam sobie, ale za to maturę zdałam najlepiej z całej szkoły...) to też miałam cały czas i w sumie to mam nadal niskie poczucie wartości, bo co z tego, że oceny dobre, jak nauczyciele i tak dostrzegali tylko najlepszą uczennicę w klasie - a bynajmniej nie byłam nią ja, a przez cały czas czułam i wiedziałam, że dla rówieśników nie jestem "fajna"... Kujoni nie są fajni... mam poczucie straconego czasu na naukę, a co najgorsze, starzy wcale mnie aż tak nie cisnęli i ten rygor narzuciłam sobie sama...
UsuńZawsze podziwiałam ludzi, którzy nie poddawali się i sprzeciwiali systemowi...
Dlatego wiem, co powiedzieć Liwce - co jest najważniejsze w życiu. Na pewno nie oceny :)
Rozpisywać się nie trzeba pod tym co napisałaś. Tak sielsko, spokojnie, ciepło i domowo się zrobiło na sercu, jak się to przeczytało. No i trochę ukłuło gdzieś tam w duszy, bo ja też oddycham z radością jak małe pisklę po weekendzie zaprowadzam do przedszkola :)
OdpowiedzUsuńSzkoła i przedszkole też są bardzo potrzebne i ja czuję takie wszechogarniające uczucie spokoju i że wszystko jest poukładane idealnie tak jak powinno, kiedy zaprowadzam ją po takim długim wolnym na autobus szkolny... Ze spakowanym plecakiem, odrobionymi lekcjami i tak dalej ;) Ale jak mają być ferie albo długi weekend, to ciesze się jak wariatka :)
UsuńO jak dobrze i szczęśliwie móc się cieszyć tym co tu i teraz. Ale dlaczego przy tym tak się martwię i troskam tym co będzie i tak obwiniam za to co było?
OdpowiedzUsuńKochana, na przeszłość nie masz już żadnego wpływu, przyszłość dopiero będzie... A żyjemy tu i teraz i dobre tu i i teraz buduje dobra przyszłość i stanie się kiedyś dobra przeszłością :)
UsuńJa z dzieciakami spędzałam każdą chwilę i jak kwoka pilnująca kurczątka byłam przy nich kiedy tylko można. Nie wysyłałam dzieciaków do babć, nie zawoziłam na ferie. czy teraz postąpiłabym inaczej? Nie wiem...
OdpowiedzUsuńMi się wydaje, ze na takich wyjazdach dzieciaki po prostu uczą się życia... Dlatego są one bardzo potrzebne i niezastąpione. Rodzic też ma prawo do odpoczynku ;)
UsuńTakie wyjazdy do babci na wieś są najmilszym wspomnieniem z dzieciństwa
OdpowiedzUsuńZgadzam się całkowicie!!!
Usuń