Nie chciałam się plątać w żadne stare zawiłości rodzinne, odszukiwać brata, którego nie znam... Ale muszę.
Najgorzej zrobić pierwszy krok. Dziś pierwszy krok zrobiłam.
I czekam na lawinę ;-P
A ponieważ znów tak strasznie wzięło mnie na wspomnienia... i na tęsknotę za blogiem na Interii i za Irlandią... kiedy zaczynałam swoje własne "life under construction"... to sparafrazuję moją pierwszą, a raczej sorry, drugą notkę ze starego bloga, tak, jak napisałabym ją teraz, po 10 latach doświadczenia ;) Bo pierwszą notkę napisałam prawie dokładnie 10 lat temu, 07.07.2006r:
Moje życie jest "under construction". Mówiąc szczerze, po prostu wzięłam swe życie w swoje ręce i sama nim zarządzam. Od dawna. Nikt nie mówi mi już co mam robić. Jeśli robię coś, co ktoś mi sugeruje, oznacza to, że uważam to za słuszne. I tu mała zmiana: czasami jednak robię coś wbrew własnej woli. Bo myślę, że powinnam. Że tak wypada. I skręca mnie od środka, a moja dusza krzyczy z bólu... i zazwyczaj kończy się to źle. Dlatego nauczyłam się ufać swojemu instynktowi i przeczuciom. Szóstemu zmysłowi. Czasami podświadomość próbuje nas ostrzec przed popełnieniem błędu... I ciągle uczę się żeby wsłuchać się w siebie. W swoje najgłębsze ja, które najlepiej wie, co dla nas najlepsze :)
Wyprowadziłam się z domu dość gwałtownie. Jedynaczka, ukochana córeczka mamusi i tatusia, nagle przeszła "na swoje" ponad 2 tys. km od domu i od tej pory mogla liczyć już tylko na siebie i swojego mężczyznę. Poradziliśmy sobie i teraz mieszkamy razem w naszym wymarzonym domu. Dziwne, ale okazało się, że mamy dość dobrze poukładane w głowach. Milo :)
Rację ma chyba Peja, który mówi: "Za to życie ku...skie miej do siebie pretensje." I tylko do siebie.
Wciąż wierzę, że to my kreujemy swoje życie, małymi
kroczkami dochodzimy do celu. Nikt nie zrobi niczego za nas. Jeśli chcemy, żeby
świat uśmiechnął sie do nas, sami musimy uśmiechnąć się do niego. A czasami
nawet chodzić z bananem na twarzy i wyszczerzonymi w uśmiechu zębami przez całe
miesiące, zanim otrzymamy mały uśmiech od losu. Każdego dnia pracujemy na siebie
i na naszą przyszłość.
Dlatego nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy ktoś próbuje wmówić mi, że na nic nie mamy wpływu. Że nic nie zależy od nas. Bzdury :)
Moje życie jest wciąż under construction :) Jakiś tam szkielecik już mam ;) Fundamenty są. Będzie dobrze :)
PS: Przepraszam za brak odpowiedzi na komentarze w poprzedniej
notce. Czasu nie ma… Tak intensywnie konstruuję to swoje życie, że zapominam, że
czasami trzeba odpuścić ;)))
ja mam syna jedynaka i zawsze mi powtarzają ze z jedynaka nie pies ni sabaka a ja wierze ze bedzie dobrym człowiekiem i sobie poradzi w zyciu
OdpowiedzUsuńbo wazne jak sie jest wychowanym jakie ma sie wartosci
a ty masz piekne i oby nadal cie sie układało :)
Kurczę, dzięki, nie wiem czy zasłużyłam na takie słowa ;) ale też uważam, że jedynak nie musi być rozpuszczony :)
UsuńMoże to nie będzie wcale lawina...
OdpowiedzUsuńPamiętam jak trafiłam do Ciebie na bloga. Minęło od tamtej pory ładnych kilka lat. Jak się życie zmieniło na przestrzeni tych wszystkich lat. Jak się zmieniamy. Ale bym przeczytała pamiętną notkę z wesela :))
Pozdrawiam serdecznie :*
Oby :) Może pójdzie bezboleśnie, a może nie...
Usuńja też pamiętam te wszystkie chwile, jak zaczynałam pisać, nawet pamiętam gdzie wtedy stał komputer u Georginy w naszym wynajmowanym domku na Carrigwood ;) Pamiętam nawet chwilę, jak zakładałam bloga i się zastanawiałam jaką dać nazwę i pomyślałam sobie: no jaka ja jestem??? i pierwsze co mi przyszło na myśl to "pełnoletnia" ;)))
oj na wiele rzeczy nie ma sie wpływu... się robi bo się musi... ale ciul z tym, kiedyś będzie lepiej...
OdpowiedzUsuńi za to trzymam kciuki :)
Usuńczasaminasi bliscy konastruują nasze życie rujnując je więc nie tak zawszedo końca jest to prawda że wszystko w naszych ręach....
OdpowiedzUsuńbo ileż mozna komuś wybaczac dawać milion drugich szans prosil tłumaczyć - chce i i tak zrobi swoje.
no ale nie wszystko kończy się xle coś co dziś jest nieciekawe za jakiś czas staje się zajebiste - w naszych rękach i nasza konstrukcją jest mieć odpowienie podejście to pewnych nieprzewidzianych czasem rzeczy.;)))
Trochę w tym prawdy... nasi bliscy też mają wpływ na nasze zycie, ale tood nas zależy ile razy będziemy wybaczać ;)
UsuńI zgadzam się - odpowiednie podejście to 50% sukcesu :)))
Jedna decyzja (i cóż że Moja) może zaważyć na całym życiu. I choćby się chciało cofnąć czas i tyle się potem robi po swojemu, skutki i konsekwencje dawnego wyboru naznaczają nas los.
OdpowiedzUsuńNie da się w żuciu nie popełnić żadnych błędów....
UsuńMnie też ściga przeszłość, paru rzeczy żałuję, ale muszę przyjąć na klatę i z tym żyć...
jeju. ja przeciez zawsze mawiam na odwrot - ze to WSZYSTKO zalezy od nas (no, moze prawie, kraju urodzenia i orientacji tylko wybrac nie mozemy, hihi).
OdpowiedzUsuńKraju urodzenia nie, ale kraj w którym się chce mieszkać już jak najbardziej tak :)
UsuńDziękuję za odwiedziny!
zawsze mówię że żyć trzeba dla siebie nie dla innych, czasami to boli ale cóż....nie ma nic za darmo....
OdpowiedzUsuńTrochę dla siebie, trochę dla innych... - zdrowa równowaga nie zaszkodzi :)
Usuń