piątek, 29 stycznia 2016

Zwykłe, codzienne czary

Dziecko jeszcze pół godziny u sąsiadów, bawi się z Bartusiem, a ja dosłownie parę słów.

Że tak bym chciała częściej, głębiej coś napisać, z duszy od serducha, a nie mam już na to praktycznie wcale czasu i że chyba już po prostu nie ma sensu...

Kiedy nie piszę te dwa, trzy tygodnie, to jakbym zupełnie nie umiała już do tego wrócić. Słowa nie chcą się składać, myśli ubrać w te słowa i nagle totalna pustka w głowie, bo tematów było sto, kiedy jeszcze myłam gary, kiedy pranie wkładałam do pralki i kiedy prasowałam Liwci koszulki... Miałam puentę i nagle gdzieś sobie poszła...

Czy ja jeszcze potrafię istnieć w tym wirtualnym świecie, poza pachnącym płynem do płukania praniem schnącym na kaloryferze, poza zadaniem domowym Liwki do szkoły i patelnią w zlewie do umycia? No to odpuść sobie kobieto, na co ci to życie wirtualne??? zapytałby pewnie niejeden. Ano na to mi, że żyć bez tego nie mogę :) Że dzięki blogowi poznałam parę niesamowitych istnień ludzkich, które w realnym życiu nigdy nie stanęłyby na mojej drodze. Że dzięki podglądaniu cudzych światów, można spojrzeć na swój własny, mały świat z dystansu. I docenić, zrozumieć, nauczyć się, ulitować i rozzłościć czasem. Że dzięki blogowi można zatrzymać się czasem (za rzadko!!!) na chwilę w tym pędzie szalonym, między tym pachnącym płynem do płukania a tą patelnią i spojrzeć na swoje życie innymi oczami.

Zamyślić się.

Docenić.

Docenić te zwykłe, codzienne Czary.

Więc się nie poddam :)))

wtorek, 26 stycznia 2016

Minus dwadzieścia ❄ ❄ ❄

Kiedy to było? W niedzielę chyba. W sobotę w nocy wracaliśmy od znajomych we mgle... a ranek powitał nas czymś takim:


Sosny wyglądały jak bałwany, a mi zgrabiały ręce od robienia fotek ;)


Dopiero później dowiedziałam się, że było wtedy - 20 stopni ;)))


Wszystko pokryte było grubą warstwą szadzi... 



A niebo było niebieskie jak w Hiszpanii...



Widoki nieziemskie... 




A modrzewie na Skarpie, jak stały, tak stoją ;)


A mnie chyba nie ma ;)
W tej chwili już szaro, buro i ponuro... po śniegu nie zostało ani śladu. Tylko w domku ciepło, wesoło i przyjemnie ;) 





piątek, 8 stycznia 2016

Plany noworoczne, które będę łamać (nooo, prawie wszystkie) i podsumowanie roku 2015.

Witajcie ludkowie kochani  w Nowym Roku 2016 :)))

O rajuśku, już 8-my, a tu tymczasem czasu na notkę brak, na podsumowania tym bardziej, a czas gna jak szalony, niedługo zastanie mnie czerwiec (oby, oby, byle do wiosny!!!) albo i kolejny grudzień, a ja nawet nie zauważę ;) NIE!!!


Dziś piąteczek, rok zaczął się dobrze, może nie zauważyliście, ale wrócił blog „Utkane z Marzeń”- no może nie do końca wrócił, bo Elisse dalej nie pisze (i z tego co wiem ktoś włamał się na jej konto na bloggerze i FB) ale przynajmniej znów można czytać bloga i nie przerzuca na jakąś inną dziką stronę :) Dla mnie to i tak bezmiar szczęścia móc znowu patrzeć na te cudowne fotki i czytać pisane z wielkim dystansem do siebie i do świata posty :) Choćbym i tak znała je już prawie na pamięć ;) Ale przyznać muszę, że jednak nie całego jej bloga przeczytałam jeszcze od dechy do dechy, bo niedawno trafiłam na post, którego jeszcze nie widziałam. Tak wiec nieco lektury jeszcze mi zostało :)))
  
A co do noworocznych postanowień… to mam ich sztuk 4. W skrócie: nie pozwolić sobie doszczętnie wyłysieć (czytaj: nie farbować włosów), schudnąć do 60 kg do czerwca (i lansować się potem w Kamionce, 6 kg mi zostało), opróżnić półeczki i niezliczone koszyczki z kosmetykami (jestem uzależniona od kosmetyków, a najwięcej to mam chyba szamponów do włosów, brrrr) i żyć wg jednej zasady:  LESS IS MORE czyli minimalizm w większości aspektów życia (np. na półeczkach z kosmetykami, hehe). 

A ponieważ postanowienie numer 1 chyba już zaraz złamię, bo tak bardzo stęskniłam się już za moimi włosami w kolorze blond, to może zmienię także postanowienie numer 2 i zamiast „schudnę 6 kg do czerwca”, postanowię tak:
 


…i owo postanowienie natychmiast złamię, co doprowadzi mnie do wymarzonej wagi ;))) Na zasadzie przekory ;)

Nie lubię także zaczynać roku bez podsumowania poprzedniego. Mój móżdżek tego potrzebuje, co by pozamykać pewne sprawy i zabrać się energicznie do pozostałych ;)

Albowiem dokonując bilansu możemy dostrzec to, co było wspaniałe w minionym roku i przede wszystkim - określić za co jesteśmy wdzięczni :) Wytyczyć pozytywne kierunki i wysnuć wnioski z błędów, które nie zawsze były tylko negatywne, ale dzięki  wyciągniętym z nich lekcjom - przywiodły nas bliżej celu.

Rok 2015 nauczył mnie przede wszystkim, że szczęście nosimy w sobie. Dokładnie opisuje to filmik z poprzedniej notki: można nie znaleźć szczęścia w niczym ani też nigdzie. Można też cieszyć się z małych rzeczy bez żadnego zbędnego bagażu. Wystarczy tylko nosić szczęście w sobie :))) 

A początek tego roku nauczył mnie jeszcze jednej rzeczy, o której już dawno wiedziałam.... ale tym razem dane mi było zaobserwować to jako potocznemu obserwatorowi. KARMA WRACA. Naprawdę wraca, moi kochani i każda zła myśl wraca, każda dobra myśl wraca, a uczynki to już w ogóle wracają podwojone. Więc nie myśl o kimś źle i nie rób komuś źle... bo to do Ciebie wróci. Jak ktoś mnie wkurza albo irytuje, po prostu wywalam go ze swoich myśli. I tak mi lepiej ;)))

Jestem wdzięczna za wiele rzeczy: 

Za cudny, śniegowy początek 2015 roku:)))
Za mój fajowy kalendarz za 4,99 zł z Carrefoura. W sumie nie za dużo w nim pisałam, ale w tym roku mam taki sam i już go zapełniam. Pozytywami :)))



Za wschody i zachody słońca na Skarpie i mój piękny Kraków, który oglądałam co prawda głównie z perspektywy zapyziałego tramwaju linii 22... ale w Nowym Roku zmieniłam linię i teraz mój tramwaj jeździ co 5, a nie co 20 minut i jadę przez Kraków bez anii jednej przesiadki :)))


Jestem wdzięczna za dni pracy z domu i za niebieskości z IKEA...

 

...i za wiosnę, za latarenki i fiołki afrykańskie, które u mojej mamy zawsze zdychały a u mnie kwitną ;)

I za moją hondę :))) i komplet złotych fachowców, do dyspozycji dosłownie na telefon (bezcenne, kiedy auto zepsuje się, tak jak dzisiaj, 3 km za domem i w zasadzie mogłabym rwać włosy z głowy, bo auto mi padło i musiałam jechać busem do pracy, ale hej - ono się zepsuło 3 km od domu (!!!) a nie gdzieś na autostradzie :))) Mam ja już takie szczęście, że moje fury zawsze wiedzą gdzie i kiedy się zepsuć ;))) )



I za cudowne lato i za Sagę o Ludziach Lodu, która ponownie została wydana w tym roku (niestety nie dałam rady zebrać całej serii :((( ).


DO MORE OF WHAT MAKES YOU HAPPY 
&
REMEMBER: HAPPINESS IS A WAY OF TRAVEL, NOT A DESTINATION! 

I za ogród, w którym jest zawsze jeszcze tyle do zrobienia i pomysłów do wdrożenia :)))


W sierpniu zrobiłam szwagrowi i szwagierce niezwykłą sesję ślubną... w opuszczonym szpitalu w Raciborzu :)))
Może kiedyś pochwalę się zdjęciami w większej skali ;)


Na jesieni przygarnęliśmy 3 nowe małe kotki... a ja diagnozowałam w końcu swoje bóle głowy - po pielgrzymce po lekarzach, którzy tylko odbijali mnie jak piłeczkę, sama musiałam się zdiagnozować, po czym pójść do lekarki i powiedzieć co mi dolega, po czym łaskawie wydano mi skierowanie na prześwietlenie odcinka szyjnego kręgosłupa.Prześwietlenie zrobiłam, wynik leży w szafce, a mnie nie boli, bo już wiem, że wystarczy pokręcić szyją w różne strony przez minutę raz w tygodniu, żeby nie bolało :)))
Oprócz kotów nawiedzały nas różne inne stwory, bywało, że i kopytne...


W zeszłym roku pojechałam po bandzie i w jeden dzień z brunetki stałam się blondynką. Pokochałam ten kolor włosów, ale do końca nie byłam pewna, czy do mnie pasuje...


...kiedy po którymś farbowaniu zaczęły mi masowo wypadać włosy....


...ten szampon uratował mi życie :))))
Potrójna siła ziół, Eva Natura, szampon czarna rzepa, skrzyp polny i łopian
Śmierdoli toto niemiłosiernie czarną rzepą, ale jednak urzeka mnie ten zapach i od razu przestały mi wypadać włosy! A jesienią codziennie zawalałam nimi podłogę w domu dosyć gęsto... Mam wrażenie, że wypadła mi chyba połowa włosów... część na pewno z powodu spalenia rozjaśnianiem, bo do tej pory mam na głowie śmieszne, krótkie włoski, które ewidentnie zostały ułamane parę cm od skóry. Reszta może wypadała, jak to zwykle na jesieni, ale nigdy nie miałam tego na tak dużą skalę...
Ten szampon jest genialny :))) Zużywam właśnie drugą butelkę, aczkolwiek dla przesuszonych, farbowanych włosów, po jego użyciu odżywka jest niezbędna.

Końcówka roku też niezmiernie pozytywna :) Choć to w zasadzie irracjonalne i nie powinno mieć znaczenia, lepiej czuję się na Pełnoletniej niż na starym "Światełku". Kiedy nie ma już opcji powrotu na Interię, wiem, że moje miejsce jest właśnie tu .


Ale zawsze najbardziej będę wdzięczna za moja rodzinę i za Skarpę



Wszystkiego dobrego w Nowym Roku życzę Wam ja, Pełnoletnia i obecny tutaj na zdjęciu kot Maciej :)))



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...