czwartek, 31 grudnia 2015

Życzenia noworoczne i najbiedniejszy prezydent na świecie, czyli... Przesłanie.

 Dziękuję kochani za wszystkie życzenia świąteczne!

Dziś ostatni dzień roku.
Sylwester.
Przełom roku :)
Dla mnie był to zawsze wyjątkowy czas. I bardzo żałuję, że nie mam dzisiaj czasu na głębsze przemyślenia, na podsumowanie roku. Poranek spędziłam z maszyną do szycia ;) Teraz lecimy z Liwką na Skarpę po patyki na ognisko. Marzy nam się ognicho w Sylwestra...
A marzenia są po to, aby je spełniać :)))
I choć śniegu brak... i nastoju brak...
To życzę Wam na ten Nowy Rok pasma szczęścia i pomyślności.
Wielu zmian na lepsze.
I wiary, że wszystko zależy od Was!
A Wasze szczęście leży w Waszych rękach!

Nie mogę w żaden sposób wstawić tego niezwykłego filmiku na bloga, więc zostawiam link poniżej:

https://web.facebook.com/kwejk.fan/videos/987738841300910/

https://web.facebook.com/kwejk.fan/videos/987738841300910/




I te niezwykle inspirujące słowa poniżej:

 Jose Mujica, były prezydent Urugwaju.


Możesz cieszyć się z małych rzeczy
bez żadnego zbędnego bagażu
kiedy nosisz szczęście w sobie. 
Możesz też nie znaleźć szczęścia w niczym ani też nigdzie.
Nie jestem adwokatem ubóstwa. Jestem propagandzistą trzeźwego myślenia.
Od momentu, w którym stworzyliśmy sobie społeczeństwo nastawione na konsumpcję 
gospodarka musi nieustannie się rozwijać.
A kiedy się nie rozrasta mamy tragedię.
Stworzyliśmy sobie potężną górę zbędnych potrzeb.
Kup coś nowego z pogardą dla czegoś starego...
W ten sposób właśnie marnujemy sobie życie.
Kiedy ja coś kupuję, lub kiedy Ty coś kupujesz
nie płacimy za to pieniędzmi.
Płacisz godzinami swojego życia
które poświęciłeś
by na to zarobić.
Różnica pomiędzy posiadaniem, a życiem jest taka,
że życie jest jedyna rzeczą, której nie możesz kupić za pieniądze.
A Twoje życie tylko się skraca.
Żałosnym jest marnować życie
i wolność w taki sposób.


To będzie moje motto na 2016 rok.

Hello 2016!!!
Czuję, że będziesz po prostu niezwykły!!! :)













wtorek, 22 grudnia 2015

Przed-wigilijny czas, czyli tona przemyśleń i zając bożonarodzeniowy ;)



Zapłaciłam  dziś ostatnią fakturę za prąd w imieniu mojego taty… Na 1.55 zł ;) Rozwiązałam umowę na dostawę prądu do działki w K. Opłaty za prąd to i tak 20 zł w skali roku… ale boję się, że kiedyś to wszystko się zawali… Stoi nieużywane, niszczeje, wystarczy ciężki, mokry śnieg  i drewniana konstrukcja może się poddać w walce z przyrodą. Wpisując imię i nazwisko taty, czułam się jakbym go wskrzeszała na tą chwilę, na ten około-wigilijny czas…  Z czasem pozostają tylko dobre wspomnienia. Czuję, jakby tata był ze mną, gdzieś obok. Czasem trudno uwierzyć, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu i ma swój cel. Że nawet jak dzieje się źle, to tylko po to, żeby później mogło się zadziać lepiej... Że błąd ma nas nauczyć jak odnieść sukces. I bez tych błędów, tego sukcesu by nie było... I ciężko przestać się szarpać, jak ryba uwięziona w sieci. Ciężko zawierzyć losowi. I wydaje się, że nasz pociąg już dawno powinien zatrzymać się na jakiejś stacji. A on wiezie nas i wiezie w dal a my... tak po prostu boimy się z niego wyskoczyć.

Jakoś tak wszystko nie tak u mnie ostatnio...

Opłaciłam ostatnie rachunki przed świętami.Choinka ubrana. Świąt nie czuję w ogóle. Jedyne o czym marzę, to wypocząć. Sylwestra nawet chyba prześpię, chociaż marzy mi się ognisko ;) Brak mi energii, entuzjazmu, optymizmu. Czuję się jak nie ja. Brak mi tej wiary w tą odrobinę magii, która pozwala znieść szarą codzienność.

A potem nagle mijam na ulicy głęboko upośledzonego chłopca wiezionego na wózku przez parę starzejących się rodziców. I uświadamiam sobie jakie mam szczęście w życiu, jak mi jest łatwo i prosto. Po płatkach róż po prostu. Bo nie walczę o każdy dzień, o każdą kromkę chleba dla dziecka, o każdy oddech. A przecież ludzie w życiu mają różnie.


I nie będę jak X., który chce mieć wymówkę, żeby jak najszybciej uciec po świętach od matki do domu.

I w tym roku po raz pierwszy udekorowaliśmy dom. W fioletowe światełka nad drzwiami i żółte na balkonie. Sopelki. A przedwczoraj robiłam zdjęcia królikom. U wszystkich na blogach: ciasteczka, choinki, u mnie zając. I to nie świąteczny, bo pasztetu z niego nie będzie ;) Żaden jeszcze nie zginął zjedzony przez człowieka. No jak można by skrzywdzić takiego zdziwionego słodziaka??? :)


Zając bożonarodzeniowy ;)

Co by jednak choć odrobię świątecznie było, to proszę, jakiś świąteczny akcent. Marzyłam o takiej latarence, wydawało mi się, że będzie kosztować majątek, a tu proszę 12 zł w Jysk ;)))





Bardzo bym chciała, ale już tu raczej nie wrócę z notką przed Świętami. Życzę więc Wam wspaniałych, ciepłych i rodzinnych Świat, odpoczynku i tej odrobiny magii, która czyni szarą codzienność odrobinę bardziej znośną ;)

Wesołych Świąt!



środa, 9 grudnia 2015

Gdyby...

Gdyby tak...

Doba miała 48 godzin. 10 godzin na długi, dający wypoczynek sen. 11 na pracę. Zawodową taką, w centrum miasta, satysfakcjonującą. Taką mam. Wtedy resztę czasu mogłabym poświęcić na to, co w życiu najważniejsze.

Najważniejsze, a ja czuję, że coś umyka mi, przecieka przez palce. Coś niezmiernie ważnego, nie do odzyskania. Na to wszystko zostają mi 3 godziny dziennie. Na rozmowy z mężem i córeczką. Na zatrzymanie się choćby na chwilę w tym szaleńczym biegu. Na to by usiąść przy naszym białym, porysowanym już stole kuchennym (a właściwie to najtańszym blacie roboczym z IKEA) z gorącą herbatą z cytryną i wysłuchać w spokoju jak Liwka opowiada, że śniło jej się, że pocałowała Tomka. Zapatrzyć się w nią, póki jeszcze po dziecięcemu podśpiewuje szczęśliwie biegając po domu w skarpetkach. I już nie krzyczę na nią o te kapcie... Nie warto.

Z chwil, które mam dla nich, czerpać muszę jak najwięcej. Bo mam ich tak niewiele. Odłożyć sprawy nieważne - jak te kapcie zapomniane już całkowicie, rzucone w kąt. Bo najważniejsza jest ta rozmowa z Liwką, wspólne odrobienie lekcji, wysłuchanie po setnej próbie w końcu płynnie przeczytanego "Piotrek ma katar" i "Wojtek ma rower". I stanie się godną zaufania, kiedy sześcioletnia córka opowiada ci, że wyznała koledze, że go kocha. A co on wtedy zrobił? - zapytałam. Zapomniałam - zawstydziła się. Pewnie uciekł! - zawyrokowałam i śmiejemy się jak wariatki :)))

Dlatego muszę wykorzystywać każdą godzinę z tego mojego krótkiego dnia. Choć czasem już cierpliwości brak i zmęczenie wielkie i łazienka do posprzątania i góra ubrań do poskładania. Ubrania poczekają... Moja sześcioletnia córeczka już nie. Kiedyś stanie przede mną kobieta w wysokich szpilkach, z którą nie będę już ćwiczyć czytania, nie będziemy urządzać wojen na skarpetki na schodach. Pewnie będziemy robić inne ciekawe rzeczy ;) Ale obecny czas nie zaczeka na nas... Tu i teraz jest tylko TU i tylko TERAZ. I tylko ode mnie zależy, czy wykorzystuję moje TU i TERAZ tak, żeby nie żałować straconego czasu, kiedy już stanie przede mną ta kobieta w wysokich szpilkach ;)


Tak mnie wzięło na przemyślenia dziś...




piątek, 4 grudnia 2015

Inspiracje na dekoracje z filcu - zdjecia z neta


Moje serwetki!!! Mam takie i takie właśnie będą moje świeczniki adwentowe :)
 











Inspiracje świąteczne na ozdoby z filcu, znalezione w necie.  Kupiłam w końcu filc kolorowy na ozdoby świąteczne: biały, czarny (na oczka), czerwony, zielony i szary i powinien już niedługo przyjść :))) Narobimy z Liwką bałwanków, aniołków, choinki i  inne cuda :)))  Nie mogę się doczekać!!!  

I jeszcze świeczniki świąteczne/adwentowe mam do dokończenia ;) A tu totalnie czasu brak… I jeszcze w weekend bicioświnie u teściów… No gdzieżby przed Świętami miało bicioświnia nie być… Masakra :( Nie lubię tego bardzo… Ale za to kiełbaska wiejska na Święta będzie ;)  Sobota będzie więc pod wezwaniem R., w niedzielę obiecałam pokazać się u Mamy… I zostanie tylko jeden weekend przed Świętami!!! Aaaaa!!!! Tak więc weekend zarypany po pachy i w dodatku masa lekcji do odrobienia z Liwką – kurde, mieli nie dawać zadań na weekendy, a jednak… Za to naprawdę, naprawdę widać efekty pracy z Liwką :) A serce rośnie :) Mamy do wytłuczenia jeszcze „Ojcze nasz” na religię. Dwie lekcje religii na tydzień, odpytywanie małych, 6-letnich dzieciaków z modlitw, tabelka uczestnictwa w nabożeństwach różańca…. Książka do religii najgrubsza i najcięższa ze wszystkich książek do 1 klasy. To wszystko mnie przeraża. Po co to? Żeby zmusić siłą? Inaczej się nie da? Eh…

Ania od małej Leny nie oddzwania. Nie będę się narzucać… Może nie ma czasu rozmawiać, może nie chce rozmawiać… Sytuacja nie jest fajna :((( Ale wczoraj już było podobno trochę lepiej, może wyjdą ze szpitala w połowie przyszłego tygodnia.
December, bądź dobry dla Leny, please….

Rano wpadłam do Lidla. Za dziesięć ósma, a tu już grupka zmarzniętych przytupujących amatorów zakupów. Jakby nie wiadomo co tam sprzedawali ;) Przecież nawet karpia nie rzucili jeszcze ;))) Ale zawiódł mnie Lidl okrutnie, bo nie mieli paczek mikołajkowych, które pamiętałam z poprzednich lat. Myślałam, że wpadnę, kupię 6 (nooo tak, chciałam kupić dla 4 dzieciaków i... 2 większych dzieciaków ;) ), a tu zong. Pozbierałam wiec pojedyncze Mikołaje, Kinderki, coś tam jeszcze i do kasy. I nawet nie spóźniłam się do pracy :) A to, co dziś popołudniu działo się pod Carrefourem... Ludzie po prostu oszaleli!!! Dobrze, że ja tylko wsiadłam w auto i pojechałam do domu ;)))) Gorączkę zakupów zostawiam dla innych ;)

PS: Szczęśliwych Mikołajek!  

wtorek, 1 grudnia 2015

Mam zbyt wiele

Mam zbyt wiele.
I naprawdę nie wiem, czy zasługuję...
Męża, świetną córkę, dom, co włożyć do garnka. Pracę.

Zdrowe dziecko mam. *

Zdrowie dziecko, które nie leży w szpitalu od tygodnia ze spuchniętymi węzłami chłonnymi i któremu dzisiaj pobierali wycinki do badań onkologicznych.... Piszę o córeczce naszych znajomych, o Lence. Lenka ma niecałe 3 latka i małego braciszka Mikołajka.

Czasami pomagam tym małym biednym dzieciom na siepomaga.pl. Działa to fajnie, wpłaca się jakąś kasę, ja ostatnio wpłaciłam 50 zeta, (naprawdę nie wiem czy to dużo czy mało, ale dla mnie pół stówy to już sporo), na stronie widać, jak ludzie wpłacają, suma rośnie, pyk, dzień, dwa, i dwieście tysięcy na operację serca w Munster uzbierane. Potem najczęściej zapominam o tych dzieciach - już sobie chyba nawet nie przypomnę, jak miał na imię chłopiec, któremu pomagałam ostatnio, ale pamiętam, że pomimo rozległej amputacji całej rączki, razem z łopatką, obręczą barkową i mięśniami klatki, on cały czas się uśmiechał!!! No bo przecież wpłacone, operacja będzie, musi być dobrze... Mamy moc! Ale zawsze są to odległe, obce sprawy, obce dzieci gdzieś z drugiego krańca Polski, o których chorobie można zapomnieć, bo to przecież nie nas dotyczy... Ale kiedy choruje ktoś blisko... o tym nie da się tak po prostu przestać myśleć. A choroba nie wybiera...

Mam nadzieję, że nie będziemy musieli w ten sposób pomagać Lence.



* tfu, tfu, tfu, odpukać w niemalowane!!!!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...