Zmieniłam drogę do pracy i do tej pory wyjść ze zdumienia nie mogę, jak ja mogłam tą ohydną Igołomską tyle czasu jeździć (prawie 2 lata!!!), kiedy trasa przez Proszowice taka ładna (czy ja już pisałam, że kocham małe miasteczka???). Moją byłą trasę 79 remontują teraz i remontować będą jeszcze dłuuuugo. Pierwszego dnia mega-korków już wiedziałam, że tamtędy ostatni raz jadę ;) Nie jeździłam przez Proszowice, bo jakby na mapę nie patrzeć, to ta droga jednak okrężna jest, a okazuje się, że ma tylko 2 km więcej! Co to za różnica, kiedy się dziennie koło 70 km robi ;) I wracam sobie teraz z pracy, zawijam sobie na rondkach i micha mi się śmieje :))) Stara trasa - 3 fotoradary i częste kontrole tych skurczysynów, policji i mandat na 300 zł, dodatkowo same żuki z kapustą i rabarbarem i TIRy. Nowa trasa: ani jednego fotoradaru, bardzo rzadko jakiś TIR, praktycznie zero ciągników i na większości trasy ograniczenie prędkości do 70 km/h :) A końcówka trasy wręcz bajkowa: ponad 10 km po terenie niezabudowanym, wśród pięknych polskich pól :))) Żyć, nie umierać! :)))
Poza tym... ale w koło zrobiło się dzieciowo...
Miszka Duszanowa w 5 tygodniu ciąży. Trzecie dziecko! :)
Ania z Irlandii niedawno urodziła...
Ania Przemowa urodziła dosłownie na dniach, podobnie jak moja Asia...
Nawet Georgina z Irlandii z wielkim brzuchem łaziła, chociaż jest już chyba po 40-stce. Już nawet baby shower miała :)))
Czas i mi było zrobić test ciążowy, bo coś mi się spóźniało ;))) Ale to nie było to. Na razie nic nie planujemy.
Nie pierwsze pewnie opóźnienie i nie ostatnie...
Eh.....
Teraz myślę tylko o wyjeździe do Kamionki :))) Jeszcze jeden ciężki tydzień pracy przede mną, ale przynajmniej czuję się doceniona ;) Zobaczymy czy i finansowo docenią... Bo już na jednej rozmowie o pracę byłam, nikomu o tym nie mówiłam, co by nie zapeszać... ale po rozmowie dosłownie zaczęłam się modlić, żeby nie zadzwonili. No i zrozum tu kobietę... Ale takie warunki sobie powymyślałam, że pomyśleli pewnie: no wariatka jakaś ;) Ale jak mam zmieniać prace, to na tylko lepszą ;))) Ale odpuszczam. Nie szukam już, nie zmieniam, wykasowałam wszystkie job alerty z maila... Bardzo ciężko i powoli dochodzi do mnie prawda, że może i bez umowy o pracę... i daleko, i te dojazdy i wogóle, ale i tak mam naprawdę dobrze :))) Jak kiedyś koleżanka przyszła i powiedziała, że po miesiącu pracy w sklepie dostała na konto wypłatę 1300 zł.... To prawie się popłakała, a ja z nią. Fakt, że dziewczyna nawet nie ma matury... ale każdemu należy się jakaś godziwa zapłata za poświęcony czas!!!
Te zdjęcia poniżej to jakieś kadry z naszego domu. Wieszaczek z napisem Home kupiłam kiedyś cudem na przecenie w Penneys'ie, jeszcze w Irlandii, za 2 euro :))) Kiedyś, na samym początku przyszli sąsiedzi i zamiast w wiatrołapie, sąsiad powiesił kurtkę, o zgrozo, na moim wieszaczku! Zaraz to wszystko pierdzielnie na dół, myślę se, ale siedzę cicho i nic nie mówię ;) Wieszaczek wytrzymał ;)
Serducha z Jysk i Pepco, wianek z wierzby uplotłam sama, a fioletowe serducho zrobiła Liwka. Sama zawiązała sznurek i powiesiła do kompletu. Nie tykam :)))
Obrazek wisi ;)
Latarnia z Jysk - niesamowicie tania, dałam za nią jakieś 12 zł, czy coś koło tego :) A śliczna jest! W środku były tylko muszelki (to znaczy świeczka też oczywiście była), a ja dorzuciłam jeszcze orzechy włoskie i laskowe. Myślę, że piasek na dnie też wyglądałby rewelacyjnie. Przywodzi mi na myśl morze, wakacje... i trochę Irlandię :)))
Troszkę tęsknię za Irlandią... chętnie pojechałabym tam na dwa, trzy tygodnie, powłóczyłabym się po wrzosowiskach i po starych zamkach, odwiedziłabym jakieś megalityczne ślady przeszłości, wypiłabym Guinessa na Temple Bar, zmarzłabym i zmokła ze 100 razy i z wielką ulgą wróciłabym do Polski ;)))
A "Sagi o Ludziach Lodu" nikomu chyba nie muszę przedstawiać ;) Kocham, uwielbiam, choć z wielkim żalem stwierdziłam, że już trochę inaczej odbieram losy bohaterek, niż kiedy miałam te naście lat ;)
Co wtorek w kioskach ;)
W pracy również zmiany. Szefowa w ciąży (a nie mówiłam, że wkoło jest dzieciowo???) i od października idzie na urlop macierzyński, co oznacza, iż być może zdarzy się, że w przypadku nieobecności "Pana Derektora", tzn Karola, kopnie mnie zaszczyt sprawdzania maili ;) Z tejże okazji zaszalałam zakupowo i zanabyłam w Lidlu drogą kupną krótkie spodenki (moje jedyne spodenki mam jeszcze z Irlandii i o ile nadają się do szaleństw ogródkowych i łażenia po domu, ta są jednak już okrutne sprane) - tak, kupiłam spodenki, ja, Pełnoletnia, która zawsze twierdziła, że jest na takie spodenki za tłusta ;))) Ale jednak zaczęłam wyglądać lepiej, a jak to osiągnęłam, opiszę w osobnym poście :) Do tego kupiłam sobie następnego sukulenta (miałam ochotę na 3, bo był też jeszcze taki śliczny okrąglutki kaktusik i aloes, którego zawsze chciałam mieć, ale to, że BYĆ MOŻE otrzymam podwyżkę nie oznacza jeszcze, że ją otrzymam i że mogę od razu zacząć szaleć...) i nasiona sałatki. Teraz tylko muszę iść ją posiać ;)
I tak, oto po prawie miesiącu ciszy w ciągu jednego dnia zamieszczam dwie notki... Bardzo to do mnie podobne ;))) Poprzedni wpis to była rozgrzewka przed napisaniem tej notki, bo nie wiem, jak Wam, ale mnie jest ciężko wrócić do pisania po takiej przerwie. I trzeba się rozgrzać ;) A rozgrzesza mnie fakt, że jest zimno, co chwilę pada, a w czwartek byliśmy na Termach Bukovina, i teraz boli mnie gardło :/ Siedzę więc pod kocem i jutro chyba nie pojadę na wyścigi górskie do Limanowej :( Za to Termy Bukovina rewelacyjne, bardzo polecam, choć 44 zł za 2.5 godziny (razem z przebieraniem się, suszeniem włosów itd) i to w ciągu tygodnia, to raczej sporo... I bardzo trzeba uważać na odwodnienie, bo bardzo o to łatwo na termach a mi dodatkowo powyłaziły jakieś syfy na twarzy... Za to zabawa przednia, szczególnie dla dzieciaków, a w niebieskiej zjeżdżalni - zawał serca murowany ;)
W sobotę czeka nas wesele... kiecka kupiona, a mi się tak nie chceeeee.... I ufarbować by się trzeba (moje ukochane Słodkie Capuccino od Joanny - nie zamienię jej na żadną inną farbę!). Bardzo polubiłam bycie blondynką. Można nawet pokusić się o stwierdzenie... że od zmiany koloru włosów na blond zaczęły się wszelkie pozytywne zmiany w moim życiu ;)))
ja już "wyrobiłam się" jeśli chodzi o dzieci i nie zamierzam mieć więcej;)))) ich dwóch robi czasem za 10. poza tym trauma po ostatnim porodzie nigdy tak do końca się nie zagoi. nie chcę się narażać na ryzyko utraty życia.
OdpowiedzUsuńszkoda że nie pokazałaś się w tych spodenkach. ci mi po samych gaciach wolę zobaczyć ciebie;))))))
serdusza urocze:-) i nie ma co ladniutka latarnia:-) jesli chodzi o spodenki kiedys tez myslalam ze jestem za gruba i brzydka a sama rok temu w Lidlu kupilam 2 pary:-) 'a jesli chodzi o ciaze no coz rozmnarzaja sie ludzie i dobrze:-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
w odpowiedzi na twój koment u mnie
OdpowiedzUsuńnie myślcie - działajcie;)))))
bardzo słusznie - same zmiany ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że sypią się dzieci, może to zaraźliwe jest i u Was też będzie zaniedługo kwilić synek, przecież Liwka już duża jest. Czekam na takie zmiany :-)
OdpowiedzUsuńKamionkę znam, jeździłam tam jako nastolatka całe wakacje a teraz słychać, że po rewitalizacji jest tam pięknie i urokliwie. Dobrego wypoczynku.
Sąsiad powiesił kurtkę na wieszaczku bo ten napis go zachęcił i chciał się poczuć jak w domu zapewne ;)
OdpowiedzUsuńLubujesz się w serduszkach... ja je kiedyś rysowałam namiętnie tak bez zastanowienia na przykład podczas rozmowy telefonicznej, teraz jakoś mi to minęło
Nie czytałam tej Sagi... jakoś na nią się nie natknęłam
Dzieciowo powiadasz... bociany mają pełne "skrzydła" roboty ;)