Ostatni dzień urlopu....
Masakra...
Ten dzień mieliśmy spędzić dla odmiany razem... i znów zabrali mi męża. Tym razem na żniwa....
Wczoraj w R. opitoliliśmy z tytoniu z pół pola... dało mi w dupę... i dziś miało być wolne. Ostatnio Tygrysa w ogóle w domu nie było... bo wstawiał mi z Michałem turbo, bo stroili auto u Przemy (żeby jedno!), bo jeździli z Piotrkiem oglądać auta do kupienia... eh... a ja od jutra już do pracy i znów będę widywać go tylko wieczorami :((( Zaczęłam nawet myśleć, czy by nie wrócić do pomysłu o wolnym zawodzie, żebym mogła bywać w domu więcej... ale chcąc, nie chcąc, wykorzystałam już jeden z dwóch lat preferencyjnego ZUSu... a opłacać składki w wysokości 1000zł miesięcznie... tylko chyba szaleniec by to robił... No i teraz trochę żałuje, że nie przemyślałam tego wcześniej... Ale jest jeszcze jedna opcja - ale do tego musiałabym zostać rolnikiem... tzn zanabyć jeszcze trochę ziemi. I zarejestrować się w KRUSie ;)))
No i tak strasznie chciałam jechać do znajomych, bo tak bardzo polubiłam tych ludzi! A jak Liwka się dowie, że nie pojedziemy do Kasi, to ja już nie wiem co będzie :((( Liwka ma już u nich nawet swoje kapcie i kupili jej teraz jakiś prezent z odpustu. No, co za ludzie :))) O prezencie jej nie wspominałam, ale sam fakt, że nie pojedziemy do Kasi... Jasne, pojedzie z Tygrysem pewnie jutro. Albo pojutrze. Ale już beze mnie :(((
A moje auto teraz fruwa, a nie jeździ :)))
niedziela, 17 sierpnia 2014
środa, 13 sierpnia 2014
Szaro, buro i ponuro...
Dość długo mnie tu nie było i obawiam się, że wróciłam też tylko na chwilkę. Urlop w końcu kiedyś się skończy i trzeba będzie wskoczyć w codzienny kołowrotek, w którym brak czasu na takie przyjemności..... ale jesień zawsze nastraja mnie do pisania, więc nie wszystko jeszcze stracone ;) Dziękuję za komentarze: szczerze mówiąc, byłam przekonana, że będę tu teraz pisała tylko dla własnej przyjemności ;)))
Na polu szaro, buro i ponuro - jedno z najbardziej mokrych lat, jakie pamiętam. Ale i tak jest lepiej, niż w Irlandii, wiec nie usłyszycie ode mnie ani słowa narzekania ;)))
Tygrys wybył do Michała zakładać turbo do mojej kupety :))) Teraz będę jeszcze szybsza ;-P Więc mamy z Liwką chatę tylko dla siebie - gorzej, że zaraz będę zmuszona iść zapalić w piecu na ciepłą wodę, co już takie fajne nie jest, kiedy się nie ma drewna na rozpałkę :-/
A że pogoda jest, jaka jest, dziś zabrałyśmy się z Liwką za pieczenie ciasteczek - pasuje ludziom pooddawać talerzyki z ciast przeróżnych, a że nie lubię oddawać pustego... ciacha nadadzą się znakomicie ;))) Strasznie dużo ostatnio piekę - zupełnie jak nie ja ;))) Doszło nawet do tego, że upiekłam własnoręcznie tort czekoladowo - waniliowy na 5 urodziny Liwki :)))
W urodziny puszczaliśmy w niebo lampiony szczęścia - uciecha dzieciaków (i nie tylko :-P ) po prostu bezcenna :))) Następnym razem zamówię je na Sylwestra :)))
Na dużym zdjęciu Bolek. Kotów u nas w tej chwili co niemiara. Sztuk pięć + pies. Jakoś nie znalazły nowych domków. Każdy ma swoje własne koty i też chętnie by je wydał ;))) Tak więc przedstawiam Śnieżkę, Bolka i Pyśka ;)
No jak można się oprzeć takiej przeuroczej Śnieżce???
Honda przygotowana do malowania ;) |
Na koniec zostawiam parę ujęć ze Skarpy i uciekam palić w piecu ;)))
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Jesień w kościach ;)
Powiadam Wam, jesień już czuć w kościach.
A jesienią zawsze bierze mnie na pisanie ;)))
A.... czy ktoś mnie jeszcze pamięta?
To nie jest tak do końca ważne - piszę dla samej przyjemności pisania :)))
Fotki sprzed prawie roku... Rok temu wiele spraw prezentowało się jeszcze zupełnie inaczej...
Świeczuchy z IKEA. Bo ja jestem uzależniona od IKEA i od świeczuchów. I niedługo znów tam pojadę :)))
A jesienią zawsze bierze mnie na pisanie ;)))
A.... czy ktoś mnie jeszcze pamięta?
To nie jest tak do końca ważne - piszę dla samej przyjemności pisania :)))
Fotki sprzed prawie roku... Rok temu wiele spraw prezentowało się jeszcze zupełnie inaczej...
Świeczuchy z IKEA. Bo ja jestem uzależniona od IKEA i od świeczuchów. I niedługo znów tam pojadę :)))
Subskrybuj:
Posty (Atom)