czwartek, 5 grudnia 2013

Powieki na zapałkach, petarda w cieście i pierwszy zimowy szron czyli całkiem miły początek adwentu (gdyby nie schowek na obrazki).

Już trzy razy pisałam do Interii na temat tego nieszczęsnego schowka na zdjęcia i nie dostałam od nich żadnej odpowiedzi... Czy mam się w takim razie poddać???? Ależ nie!!! Bardzo szybko stwierdziłam, że zdecydowanie nie umiałabym jednak żyć bez pisania :))) Niemniej jednak, po ponad 7 latach wspólnej koegzystencji, Interia postawiła mnie przy ścianie... Wiem, że są inne sposoby na dodawanie zdjęć na bloga, ale strony zajmujące się hostingiem też nie są idealne :( Najpierw przez dłuższy czas jest ok, a potem mówią: „zapłać, albo wykasujemy wszystkie twoje fotki!”. Masakra jakaś :( Czyżbym tym razem naprawdę nie miała już wyboru???

I błagam, nie piszcie mi już nic na temat zmniejszenia rozmiaru zdjęć... Piszę tu już od ponad 7 lat i wszystkie fotki dodawałam w małych formatach... ale przez ten czas się ich nazbierało, poza tym do niedawna limit na Interii był dużo większy :((( Zmniejszyli go niedawno bez żadnego uprzedzenia, prawdopodobnie po to, aby zyskać nowy transfer na innym serwisie portalu :(((

A ja głupia, sentymentalna koza, nie mogę zdobyć się na to, aby zostawić te 7 lat za sobą i bez skrupułów przenieść się na Blogspot :(((

Tymczasem nadeszły pierwsze prawdziwe dni z zimową pogodą i od dziś będę regularnie w swoim autku skrobać szybki. Wczoraj rano Liwka stwierdziła, że przed przedszkolem koniecznie musi wyjść pobiegać po mrozie (liwkowe określenie na szron), który tak pięknie zabielił całą Skarpę i okoliczne pola :))) A wschody słońca są o tej porze roku dosłownie oszałamiające :))) Czerwone słońce na tle niebieskich, oszronionych pól... Dla mnie to moja najpiękniejsza, skarpowa bajka. Dla samych takich widoków mogłam wrócić z Irlandii do Polski i wierzcie mi - taki oszroniony krajobraz wygląda w Irlandii zupełnie inaczej niż w Polsce. A może to tylko kwestia podświadomości? ;)

Szronik jest fajny, tylko trzeba go zeskrobywać z szybek, bo garaż niestety mamy chwilowo zajęty, a skrobaczka moja uległa zniekształceniu na skutek przegrzania przy wylocie ciepłego powietrza w aucie i teraz krzywo skrobie :/ To znaczy nie skrobie prawie wcale :( Ale najbardziej się boję czegoś takiego: TAKA SYTUACJA (hipotetyczna, jak na razie): wracam tramwajkiem z pracy pod Carrefoura, gdzie stoi moje auto. Cały, Boży dzień padał śnieg. Albo i jeszcze do tego zlodowaciały deszcz. Auto moje przywalone jest półmetrową warstwą białego śniegu, ze zlodowaciałą skorupką na wierzchu na dodatek. Pełnoletnia przez pół godziny odśnieża auto, odmraża paluszki, a potem przez drugie pół godziny próbuje odmrozić je, coby było zdatne do jazdy (i pamiętać: nie chuchać w środku, bo szybki parują!!!). Później toczy się 30km w ślimaczym tempie w kierunku Skarpy, bo wiadomo: gołoledź = złe warunki na drodze i jest dopiero o dwunastej w nocy w domku... Coby rano o 6 wstać i iść skrobać te cholerne szybki...

Goło-leć? Goło będziesz latać? - wyśmiał mnie wczoraj Tygrys :))) Wiem, że panikuję, ale lepiej przecież zawsze być przygotowanym na NAJGORSZE, nieprawdaż? Choćby nawet hipotetyczna SYTUACJA TAKA, miała się nie zdarzyć :)))

Oprócz tego razu pewnego Pełnoletnia postanowiła zrobić roladę czekoladową. Cóż to za rolada była... A po co wsadziłaś petardę do ciasta? - nie mógł pojąć zdumiony Tygrys prawdy tak prostej jak drut, iż rolada wyszła jak ta lala, tylko ciasto z deczka się pokruszyło... No, nijak nie chciało się zawinąć w taki piękny rulonik, jak w gazetce z Biedronki narysowane było :((( Wygląda może troszkę nieszczególnie, za to smak ma iście królewski :))) Ale raczej już chyba nigdy więcej nie zrobię rolady...

Odkryłam też, że moja bezsenność wynikała z niczego innego, jak tylko z faktu, iż brak mi było ruchu fizycznego! Chcąc nie chcąc, musiałam przeprosić się z orbitkiem, który stał smętnie w narożnym pokoju, szumnie zwanym "pracownią". Orbitek szczęśliwy i ja teraz też! Nie dość, że śpię coraz lepiej, to wczoraj miałam tyle energii, że po przyjściu z pracy (po 18-stej) zrobiłam jeszcze i rozwiesiłam pranie, poskładałam wysuszone na suszarce ciuchy, zrobiłam sobie i Tygrysowi kawę z adwokatem (przepis w następnym poście albo w komentarzu, jeśli ktoś zainteresowany) a w czasie, gdy Liwka się kąpała, umyłam całą łazienkę :)))

Co najważniejsze: prezenty mikołajkowe już zakupione :))) Wczoraj wieczorem (tak naprawę było to wczoraj, ale piszę tą notkę od trzech dni chyba, i pojawi się z datą sprzed paru dni, więc jeśli piszę "dzisiaj", albo "wczoraj", nie znaczy to konkretnie "dzisiaj" ani "wczoraj" hehe) śmiałam się na głos na parkingu przed Carrefourem... ale z czego... cicho sza, nie mogę na razie napisać, bo jest ryzyko, że Tygrys przeczyta tą notkę (choć na 99% raczej chyba nie przeczyta), a o prezent dla Tygrysa właśnie chodzi :)

Kończę, bo po tak długiej nieobecności tematów się nazbierało, ale może nie wypada Was zanudzać i warto zostawić sobie co-nieco na następną notkę ;)


PS: A dziś w nocy śniło mi sie, że Interia w zemście za nagabywanie o rozszerzenie schowka, wykasowała mi bloga i została tylko czarna strona z napisem "A masz!". 




2 komentarze:

  1. a mnie sie tutaj podoba.... powoli sie perzyzwyczaisz, co nie znaczy że masz odpuścić Interii, teraz wszystko robi sie ...bez informacji...a to wkurza...
    buziaki

    http://leptir-visanna6.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju jaka ta interia niedobra - koszmary na Ciebie zsyła :)

    A zima.... zima jest urocza jak właśnie nie trzeba jeździć autkiem po tych naszych mało odśnieżonych drogach. Ja mam dziesięć km do miasta,normalnie jadę 10-12 minut,ale jak spadnie śnieg to zajmuje mi to prawie pół godziny.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz. To inspiruje! :-*

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...