1 września to dla mnie jakby początek nowego roku. Nie wiem czemu, ale od dawna używam kalendarzy szkolnych, może dlatego, że tak zawsze przeżywałam z Liwką szkołę itd i tak mi już zostało.
Ten rok był dziwny, dużo się zdarzyło. Z rzeczy których najbardziej się bałam - zamieszkała z nami moja mama, osoba niesamowicie dziwna i bardzo się bałam jak to będzie... Mieszka już z nami od końca kwietnia, inaczej już się po prostu nie dało i można powiedzieć, że przywykliśmy już wszyscy do tego, wyrobiliśmy nowy harmonogram dnia, robimy co rano o jedną kawę więcej i jest... dobrze, z małymi wzlotami i upadkami i oby tak tylko zostało dalej... Mówi się, że starość się panu Bogu nie udała, ja tam nie wiem czy to Bóg to wymyślił czy nie, wiem jedno, że najważniejsze to BYĆ POTRZEBNYM... A jeśli człowiek nie robi nic, nie angażuje się absolutnie w życie rodziny i jego życie sprowadza się tylko do tego, że istnieje... to ja tego po prostu nie rozumiem :( Niestety swojej matki nie zmienię, ludzie mówią mi, żeby się nie przejmować, ale ja tak po prostu nie umiem...
Więc ciężko jest. Kwiecień, maj, czerwiec wspominam bardzo źle, zaprzestałam kompletnie wszystkiego co dawało mi jakąkolwiek radość czy relaksowało mnie choćby w najmniejszym stopniu, jakbym sama chciała ukarać się sama nie wiem za co. Potem było lato, deszczowe i bez wakacji, bo nie ma szans na dłużej ruszyć się z domu i najbardziej było mi żal Liwki. Byliśmy co prawda w górach na 3 dni, a moją mamą opiekowała się teściowa z nieba rodem, ale to i tak niewiele.
Nasadziłam kwiatków na tarasie, w wiszących doniczkach, urządziliśmy nowe ogródki, żeby coś robić, czymś się zająć, bo od siedzenia w domu tylko zwariować można. Ogród Dumania trochę na tym zyskał i są plany na następną rabatę, drabinki malowane na niebiesko, niebieskie kwiaty, eh niechże tylko już przestanie padać! Ogród i rośliny to jest to, co chyba najbardziej kocham (oprócz mojej rodziny oczywiście).
Tak więc wrześniu, bądź dla nas fajny :)