wtorek, 31 lipca 2018

Trochę happy, trochę not happy.

Bardzo długo znów mnie nie było i bardzo dużo w międzyczasie się działo :) A ja tak lubię :) (to znaczy jak się dzieje, nie jak mnie nie ma).
Miałabym ochotę pisać dosłownie codziennie, ale nie mam czasu. Bardzo jestem ciekawa, czy kiedykolwiek się to zmieni ;)

A zdarzyło się całkiem sporo. Jestem spalona w barze "na rogu" :( :( :( Tragedia po prostu :(
Taki fajny pan tam sprzedawał, co prawda urody wybitnie radiowej, ale ja się i tak za facetami nie rozglądam, ale sympatyczny i chyba zaczął mnie podrywać. Zaczęło się od darmowych kompocików, potem były czekoladki i powiedział, że jestem jego ulubioną klientką, aż doszło do darmowych pierogów z borówkami i posłał mi taki uroczy uśmiech, że ja pierdolę (za przeproszeniem). No i głupio mi jest, bo to wszystko moja wina, bo czemu ja obrączki nie noszę???

Od tamtej pory tam nie byłam, a jak muszę przejść w pobliżu, to przemykam kanałami ;))))  A takie dobre zupy tam mieli!!!! Na groszkową z groszku szparagowego. Mmmmmmm... Ja to w ogóle kocham zupy :)

Nie nosiłam obrączki bo trochę jest ciasnawa i zostawia mi takie białe ślady, w końcu 10 lat temu miałam jednak nieco szczuplejsze palce. Dopiero jak wypiję herbatkę z pokrzywy, to ta woda z organizmu mi schodzi i obrączka dosłownie lata na palcu. Ale od tamtej pory obrączkę noszę a co do tego nadmiaru wody w organizmie, to może powinnam się przebadać? Tarczycę, czy coś? Teraz wszyscy na tarczyce chorują...

I zamiast się cieszyć, że mnie ktoś podrywa, to ja mam jeszcze wyrzuty sumienia i czuję jakiś taki niesmak :(

Na osłodę tego ciężkiego życia, pojechaliśmy sobie spontanicznie do Zakopanego  :) Było cudownie i wszystkim polecam Willę Jaszczurówkę 26! Upolowałam niezły deal na Booking.com i spędziliśmy 2 noce w pięknej willi, niedawno odnowionej (w listopadzie 2017), ale nie to było najważniejsze....




Mimo, że padało i musieliśmy nosić te okropne, szeleszczące przy każdym ruchu plastikowe peleryny, które przyprawiały mnie o chęć wymordowania wszystkich producentów plastiku (Liwka miała niebieską, ja miałam fioletową, a Tygrysowi dostał się róż ;)))) ) przeszliśmy całą drogę do Morskiego Oka, gdzie akurat wyszło słońce i mogliśmy przebrać skarpety na suche rozkoszując się wygodnymi kamyczkami przy jeziorze ;) Udało mi się zrobić niesamowite zdjęcia, pomimo tego, że nad jeziorem było dosłownie tłum :) Byłam w szoku jak szybko szliśmy pod tą górę, wymijaliśmy wszystkich, więc chyba jednak nie jest ze mną jeszcze tak źle ;) Drogę w dół Tygrys z Liwką pokonali na dziecięcej hulajnodze. Goniły ich zazdrosne spojrzenia zmęczonych piechurów ;)



Z politowaniem patrzyliśmy na ludzi jadących bryczkami. Ja bym wsadzała na te wozy tylko starych i schorowanych. Każdy inny niech zapierdala pod górę, a jak nie może to niech go wiozą w wózku albo niech jedzie na barana na ramionach taty. Tak czy inaczej, Liwka - ośmiolatka dała radę, ja siedząca przy kompie po 8 godzin dziennie dałam radę i  nie, nie mam zrozumienia dla ceprów w bryczkach, sorry. Mam prawo. "Hejtujem"!

Zrobiliśmy wtedy prawie 20 km, niecałe 27 tysięcy kroków (ale co to jest, jak codziennie powinno się robić po 10 tysięcy!). Poprzedniego dnia dla rozgrzewki zrobiliśmy ponad 15 tys. kroków łażąc po Zakopanem, a ostatniego dnia nie włączałam już krokomierza, ale zrobiliśmy też piękną trasę przez Dolinę Strążyską, Ścieżką nad Reglami do Sarniej Skały i do Doliny Białego. To jest tak piękna i urocza trasa, że mam zamiar zrobić ją kiedyś ponownie :)

Morskie Oko :)



9 lipca, łażenie po Zakopanym i Nosal

Liwkowe LOVE :)

Poza tym postanowiłam zmienić coś naprawdę bardzo ważnego w moim życiu i przez jakiś czas na kolację jadłam sałatkę owocową a potem miksturę z jabłka, szklanki wody, 1 łyżki siemienia lnianego i 1 łyżki nasion chia i miodu i cynamonu - rano miałam brzuch może nie płaski ale o wiele mniejszy :) Chcę zejść poniżej 60 kg albo nawet jeszcze mniej do jesieni. Zrobiłam sobie też miksturę z chrzanu na oczyszczenie i poprawienie metabolizmu. Wszystko - znaczy przepisy zapisałam w różowym notatniku z Penneysa. Ale potem wyjechałam do Zakopca i potrzebowałam energii i moja dietę szlak trafił, ale chyba znów do tego wrócę.

Miksture z chrzanu je się codziennie 2 razy dziennie po 1 łyżeczce przez 3 tygodnie. A nasiona chia z jabłkiem i resztą co wieczór i myślę, że przy tym zwyczaju zostanę. Nasiona chia pęcznieją w żołądku i na dodatek dają energię.

I wszystko byłoby w porządku, gdybym nie schrzaniła sobie włosów. Zrobiłam sobie "ombre". Ciężko to w zasadzie nazwać ombre.... wygląda to raczej jak spłowiały brąz.... Zapłaciłam za toto  190 zł, z  podcięciem i grzywką Liwki, ale kurde.... Nie widać żadnego efektu wow, nawet nie widać, że to jest ombre :( Od wczoraj myję włosy dwukrotnie, codziennie i mam nadzieję, że mi się szybko wypłucze. A tak się bałam iść i nie miałam ochoty :( A poszłam... Trzeba jednak ufać sobie! Nigdy więcej tego nie zrobię... Grzywkę też mam beznadziejnie przyciętą... Już miałam takie fajne odrosty -  ostatnio farbowałam 30 marca.

Na moja gębę i tak nic nie pomoże, to chociaż włosy mogłam mieć fajne ;) A teraz nie mam :( 

Zdjęcia które zrobiłam dosłownie na chwilę przed farbowaniem, chyba tylko dlatego, żebym teraz mogła wylewać zły żalu i rozpaczy :( 




Do tego koloru dochodziłam dobre 4 miesiące - po farbie Garnier Delikatnie Opalizujący Blond są na początku brązowe, a potem dopiero się rozjaśniają… O ja nieszczęsna :) I znów od nowa to samo! Ale przed końcem sierpnia się znów farbuję i czekam na ukochany kolor :) 

Oby się teraz jak najszybciej wypłukały! IChoćby woda w kranie zimna była, to ja będę zimną wodą włosy myła, coby sie jak najszybciej sprało!

 Z dobrych wiadomości, to chyba Elisse z Utkane z marzeń wróci na bloga, bo pojawiła się na Facebooku i obiecała :) 

9 komentarzy:

  1. Hejka :)
    Nieźle biorą u was fryzjerzy, fiu fiu... ja też mam problem z dobraniem koloru. Jest nas dwie obecnie. Niby ok ale nie do końca ok jak się okazało po wyschnięciu. Jeśli pokazuję fryzjerce kolor na głowie, który chciałabym odtworzyć mniej więcej a ona pyta się mnie które połączyć ze sobą odcienie to powinnam wyjść... ale nie miałam tym razem czasu na szukanie innego a moja fryzjerka na urlopie :/
    pozdrawiam, czekamy aż się wypłuczą :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na takie małe miasteczko,to sama byłam w szoku.
      U8 mnie już jest w miarę ok z kolorem, jak u Ciebie? :)

      Usuń
    2. Wiesz... patrząc ciągle na to co jest na głowie to każda zmiana budzi radość :D Pomału się zmywa... Fryzjerzy nie powinni mieć urlopów - hihihi :D

      Usuń
  2. ach te włosy, ja wchodzę i na pytanie...zmieniamy, odrzekam nie, dalej na czerwono.....a swoją drogą ja bym zlikwidowała w ogóle te fury w górach, moja wnuczka mając 5 lat przeszła tę trasę na własnych nogach tam i nazat....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałam bardzo długo czerwień na głowie i prawdę mówiąc, tęsknię za tym kolorem :)
      Podobno mieli zrobić elektryczne wozy nad Morskie oko, ale górale jednak chyba nie chcą odpuścić.

      Usuń
  3. Ja w końcu ustabilizowałam kolor kłaków- jasny złocisty blond- i nic nie zmieniam, również jeśli chodzi o fryzurę, jest dobrze tak, jak jest i nie trza psuć;) Waga jakoś też sama mi leci, dziś rano przeżyłam szok gdy pokazała mi 56 kg. A zaczęła spadać gdy wykluczyłam mleko i wszystkie jego pochodne z diety.
    Na koniec najważniejsze. Jesteś piękną kobietą i nie pozwalam Ci myśleć o sobie inaczej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Z włosami już lepiej. Trochę się wypłukały, trochę przywykłam ;-) Z tym mlekiem, mam jakieś przeczucie, że właśnie tak może być. Napisała to ta, co właśnie wypiła kawę z mlekiem i miałam właśnie jeść sałatkę z pomidorów na śmietanie, ale wypróbuję dietę bez mleczną. będzie ciężko, bo jestem od mleka po prostu uzależniona. Dzięki za dobre słowa :)

      Usuń
  4. Najpiękniejsze ścieżki i trasy w Tatrach wcale nie muszą być wyczynowe, cudeńka można znaleźć w dolinie Kościeliskiej czy wokół Ornaku. A najlepsze są te najmniej uczęszczane, niezadeptane jeszcze

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochanie włosy nie trawa i zimą też rosną ;) wiem, wiem, wiśta wio i takie tam... ja ostatnio wierna dalej swoim czerwonościom, a ufarbić się nie zdążyłam i teraz pomykam pół siwa... no ale trzeba będzie się zebrać... fajnie że fajnie, ale że niefajnie to nie jest fajnie ;) ścisk i cmok Wam :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz. To inspiruje! :-*

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...