Można by się zastanowić po co w sumie potrzebny mi ten blog,
skoro i tak nie mam czasu pisać….
Ale czasem mnie dopada ;)
Jeszcze mnie dopada i dopadać będzie, i obiecuję solennie,
że kiedyś zmienię ten szablon na jakiś jasny i przejrzysty, żeby się lepiej
czytało, ale teraz nie mam nawet czasu żeby pisać, więc na razie musi tak
zostać.
Przyszłam jednak co by wywalić z głowy to, co mnie boli
ostatnio najbardziej… Dzisiaj w drodze do pracy zauważyłam wielgachną reklamę magazynu
„Wysokie obcasy” i w nim tytuł artykułu: „Praca czy dziecko”. Oooo, kupię,
myślę sobie, i przeczytam, bo ostatnio tylko o tym w zasadzie jestem w stanie myśleć. Bo widzicie: moja Liwka 1 września idzie do
szkoły. Do pierwszej klasy. 1 września biorę pracę do domu (i dziękuję losowi, że
mam takie szczęście…), wiec będę z nią w tym dniu, ale generalnie nie ma mnie w
domu po 11 godzin dziennie… A tak bardzo chciałabym być z nią kiedy po raz
pierwszy będzie odrabiać swoje prawdziwe lekcje, kiedy będzie jej trzeba coś
wytłumaczyć, pochwalić, zmotywować do pracy… i wyć mi się chce….. bo obawiam
się, że obowiązek odrabiania lekcji z Liwką spadnie na Tygrysa, choć mam
nadzieję, że jednak niekoniecznie – wracam
do domu najwcześniej o 18:00 / 18:30 i nie wiem czy będzie to właściwa pora na
odrabianie lekcji z Liwką- czy nie będzie po prostu za późno i czy nie będzie już
wtedy za bardzo zmęczona… Nie wiem. Po prostu nie wiem. To wszystko wyjdzie
jeszcze w praniu. Ale nie mogę darować sobie faktu, że jest możliwość, że mnie
przy tym nie będzie…
Nie to, żebym nie ufała mężowi ;) Ale mam po prostu więcej
cierpliwości i wiem o tym… Gdzieś tam w głębi serca czuję po prostu, że zawalam jako
matka, bo tak dużo mnie nie ma w domu i choć może nie do końca jest to prawda…
bo z czegoś w końcu trzeba żyć, to
jednak poczucie winy mam… I stresik mały jest – jak to wszystko będzie… No bo
jak to będzie?????
Nie kupiłam w końcu tej gazety. Co oni mądrego mogą mi
powiedzieć? Że coś – za coś? Że wszystko da się jakoś pogodzić? A za pieniądze,
które wydałabym na gazetę kupiłam Liwci pyszne pierogi z mięsem od Jędrusia, co
być może w pewnym stopniu chociaż zrehabilituje mnie za to, że nie robię
własnoręcznie domowych pierogów dla niej w domu. W pewnym stopniu. Być może…