sobota, 20 czerwca 2015

Zmiany / nie-zmiany.

Miało być o zmianach, zmiany zaszły (a niektóre nie) i nawet jakoś do tej pory nie udało się o nich napisać. Z powodu dziury czasoprzestrzennej, zapewne ;) Zmiany są minimalne zaledwie i... uffff, odetchnęłam z ulgą :)))

Zmieniłam drogę do pracy i do tej pory wyjść ze zdumienia nie mogę, jak ja mogłam tą ohydną Igołomską tyle czasu jeździć (prawie 2 lata!!!), kiedy trasa przez Proszowice taka ładna (czy ja już pisałam, że kocham małe miasteczka???). Moją byłą trasę 79 remontują teraz i remontować będą jeszcze dłuuuugo. Pierwszego dnia mega-korków już wiedziałam, że tamtędy ostatni raz jadę ;) Nie jeździłam przez Proszowice, bo jakby na mapę nie patrzeć, to ta droga jednak okrężna jest, a okazuje się, że ma tylko 2 km więcej! Co to za różnica, kiedy się dziennie koło 70 km robi ;) I wracam sobie teraz z pracy, zawijam sobie na rondkach i micha mi się śmieje :))) Stara trasa - 3 fotoradary i częste kontrole tych skurczysynów, policji i mandat na 300 zł, dodatkowo same żuki z kapustą i rabarbarem i TIRy. Nowa trasa: ani jednego fotoradaru, bardzo rzadko jakiś TIR, praktycznie zero ciągników i na większości trasy ograniczenie prędkości do 70 km/h :) A końcówka trasy wręcz bajkowa: ponad 10 km po terenie niezabudowanym, wśród pięknych polskich pól :))) Żyć, nie umierać! :)))

Poza tym... ale w koło zrobiło się dzieciowo...
Miszka Duszanowa w 5 tygodniu ciąży. Trzecie dziecko! :)
Ania z Irlandii niedawno urodziła...
Ania  Przemowa urodziła dosłownie na dniach, podobnie jak moja Asia...
Nawet Georgina z Irlandii z wielkim brzuchem łaziła, chociaż jest już chyba po 40-stce. Już nawet baby shower miała :)))
Czas i mi było zrobić test ciążowy, bo coś mi się spóźniało ;))) Ale to nie było to. Na razie nic nie planujemy.
Nie pierwsze pewnie opóźnienie i nie ostatnie...
Eh.....

Teraz myślę tylko o wyjeździe do Kamionki :))) Jeszcze jeden ciężki tydzień pracy przede mną, ale przynajmniej czuję się doceniona ;) Zobaczymy czy i finansowo docenią... Bo już na jednej rozmowie o pracę byłam, nikomu o tym nie mówiłam, co by nie zapeszać... ale po rozmowie dosłownie zaczęłam się modlić, żeby nie zadzwonili. No i zrozum tu kobietę... Ale takie warunki sobie powymyślałam, że pomyśleli pewnie: no wariatka jakaś ;) Ale jak mam zmieniać prace, to na tylko lepszą ;))) Ale odpuszczam. Nie szukam już, nie zmieniam, wykasowałam wszystkie job alerty z maila... Bardzo ciężko i powoli dochodzi do mnie prawda, że może i bez umowy o pracę... i daleko, i te dojazdy i wogóle, ale i tak mam naprawdę dobrze :))) Jak kiedyś koleżanka przyszła i powiedziała, że po miesiącu pracy w sklepie dostała na konto wypłatę 1300 zł.... To prawie się popłakała, a ja z nią. Fakt, że dziewczyna nawet nie ma matury... ale każdemu należy się jakaś godziwa zapłata za poświęcony czas!!!

Te zdjęcia poniżej to jakieś kadry z naszego domu. Wieszaczek z napisem Home kupiłam kiedyś cudem na przecenie w Penneys'ie, jeszcze w Irlandii, za 2 euro :))) Kiedyś, na samym początku przyszli sąsiedzi i zamiast w wiatrołapie, sąsiad powiesił kurtkę, o zgrozo,  na moim wieszaczku! Zaraz to wszystko pierdzielnie na dół, myślę se, ale siedzę cicho i nic nie mówię ;) Wieszaczek wytrzymał ;)

Serducha z Jysk i Pepco, wianek z wierzby uplotłam sama, a fioletowe serducho zrobiła Liwka. Sama zawiązała sznurek i powiesiła do kompletu. Nie tykam :))) 




Obrazek wisi ;)



Latarnia z Jysk - niesamowicie tania, dałam za nią jakieś 12 zł, czy coś koło tego :) A śliczna jest! W środku były tylko muszelki (to znaczy świeczka też oczywiście była), a ja dorzuciłam jeszcze orzechy włoskie i laskowe. Myślę, że piasek na dnie też wyglądałby rewelacyjnie. Przywodzi mi na myśl morze, wakacje... i trochę Irlandię :)))




Troszkę tęsknię za Irlandią... chętnie pojechałabym tam na dwa, trzy tygodnie, powłóczyłabym się po wrzosowiskach i po starych zamkach, odwiedziłabym jakieś megalityczne ślady przeszłości, wypiłabym Guinessa na Temple Bar, zmarzłabym i zmokła ze 100 razy i z wielką ulgą wróciłabym do Polski ;)))




A "Sagi o Ludziach Lodu" nikomu chyba nie muszę przedstawiać ;) Kocham, uwielbiam, choć z wielkim żalem stwierdziłam, że już trochę inaczej  odbieram losy bohaterek, niż kiedy miałam te naście lat ;)
Co wtorek w kioskach ;)


W pracy również zmiany. Szefowa w ciąży (a nie mówiłam, że wkoło jest dzieciowo???) i od października idzie na urlop macierzyński, co oznacza, iż być może zdarzy się, że w przypadku nieobecności "Pana Derektora", tzn Karola, kopnie mnie zaszczyt sprawdzania maili ;) Z tejże okazji zaszalałam zakupowo i zanabyłam w Lidlu drogą kupną krótkie spodenki (moje jedyne spodenki mam jeszcze z Irlandii i o ile nadają się do szaleństw ogródkowych i łażenia po domu, ta są jednak już okrutne sprane) - tak, kupiłam spodenki, ja, Pełnoletnia, która zawsze twierdziła, że jest na takie spodenki za tłusta ;))) Ale jednak zaczęłam wyglądać lepiej, a jak to osiągnęłam, opiszę w osobnym poście :) Do tego kupiłam sobie następnego sukulenta (miałam ochotę na 3, bo był też jeszcze taki śliczny okrąglutki kaktusik i aloes, którego zawsze chciałam mieć, ale to, że  BYĆ MOŻE otrzymam podwyżkę nie oznacza jeszcze, że ją otrzymam i że mogę od razu zacząć szaleć...) i nasiona sałatki. Teraz tylko muszę iść ją posiać ;)



I tak, oto po prawie miesiącu ciszy w ciągu jednego dnia zamieszczam dwie notki... Bardzo to do mnie podobne ;))) Poprzedni wpis to była rozgrzewka przed napisaniem tej notki, bo nie wiem, jak Wam, ale mnie jest ciężko wrócić do pisania po takiej przerwie. I trzeba się rozgrzać ;) A rozgrzesza mnie fakt, że jest zimno, co chwilę pada, a w czwartek byliśmy na Termach Bukovina, i teraz boli mnie gardło :/ Siedzę więc pod kocem i jutro chyba nie pojadę na wyścigi górskie do Limanowej :( Za to Termy Bukovina rewelacyjne, bardzo polecam, choć 44 zł za 2.5 godziny (razem z przebieraniem się, suszeniem włosów itd) i to w ciągu tygodnia, to raczej sporo... I bardzo trzeba uważać na odwodnienie, bo bardzo o to łatwo na termach a mi dodatkowo powyłaziły jakieś syfy na twarzy... Za to zabawa przednia, szczególnie dla dzieciaków, a w niebieskiej zjeżdżalni - zawał serca murowany ;)

W sobotę czeka nas wesele... kiecka kupiona, a mi się tak nie chceeeee.... I ufarbować by się trzeba (moje ukochane Słodkie Capuccino od Joanny - nie zamienię jej na żadną inną farbę!). Bardzo polubiłam bycie blondynką. Można nawet pokusić się o stwierdzenie... że od zmiany koloru włosów na blond zaczęły się wszelkie pozytywne zmiany w moim życiu ;)))


Dziura czasoprzestrzenna

Utknęłam w dziurze czasoprzestrzennej praca - dom - obowiązki. Ale wiecie co, szczęśliwa jestem :))) Dobrze nie mieć czasu na zbyt wiele myślenia.... ale dobrze też zatrzymać się choć na chwilę i sfotografować róże, które prawie oszalały ;) Na wiosnę przywiązywałam do pergoli parę pędów, zastanawiając się, co z nich będzie. A teraz wygląda to tak: :))))



Tak... może kiedyś dorobimy się podbitki pod tą częścią dachu ;)


A pergolę, nie chwaląc się, mój mąż sam był uczynił :)
Z drutu :)))
Obrazek nawet też powiesił.
Straszenie sąsiadem jednak pomogło ;)))


A w ogrodzie króluje teraz kostrzewa.



Liwka wciąż stosuje zbieractwo kamyczkowe :)

W ogrodzie bujność wszelaka. 












I Panu Ryju gotowy do głaskania :)


Mmmmmmm, tak mi rób :))))



Motto na każdy dzień!



I chwilowo uciekam, bo sprzątanie czeka, ale wrócę z bardziej treściwszą notką jeszcze przed urlopem, mam nadzieję, bo zbiera się we mnie tyle słów i tematów, że w końcu kiedyś wypłynie :)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...