środa, 9 października 2013 Amimik :((( Amimik, chłopie, nie wierzę... Dzisiaj był pogrzeb Amimika... Zabił się jadąc autem, razem z kolegą... w tamten pechowy piątek... Nie wierzyliśmy... Nie mogłam tam być, Tygrys pojechał przez całą Polskę aż na Pomorze na pogrzeb Przyjaciela, a ja byłam tam cały czas myślami... ŻEGNAJ PRZYJACIELU, albo raczej : DO ZOBACZENIA. Czekaj na nas... "Po śmierci nie obrabiajcie Dudy! Nie ćpał,nie chlał, był trzeźwy,jechał może trochę za szybko ale dorósł do tego żeby jeździć samochodem ponad 300 konnym, którego sam sobie stworzył, którego uwielbiał. Kochał nie tylko rodziców. Jestem dumny, bardzo dumny, ze miałem takiego Syna, a wypadki zdarzają się najlepszym. Chodził do Kościoła i mawiał ze Pan Bóg także chce mieć dobrych ludzi i taki właśnie był! Był moim Przyjacielem nie tylko Synem. Ten kto go dobrze znał na pewno by poradził innym żeby brali z Niego przykład. Składam wyrazy wielkiego współczucia dla Rodziców kolegi z którym jechał. Przepraszam wszystkich za kłopoty i utrudnienia jakie powstały przy i po wypadku. Ojciec " ...ale najgorsze jest to, że życie toczy się dalej cokolwiek by się nie działo i trzeba żyć dalej i dzwonić do księgowej i w ogóle jakoś się trzymać kupy, aż pewnego dnia po prostu okaże się, się, że zapomnieliśmy… Nie, nie zapomnimy Dominik Ciebie ani Twojej nalewki z pigwy, ani jak się kąpałeś u nas pod prysznicem, ani Twoich glanów, ani tym bardziej przelewów "na podkowy dla osła", albo "na siano dla osła", albo po prostu "na osła"... lub "na biały proszek" - chodziło o gładzie ;) Z kim teraz Artek będzie gadał na gg i śmiał się jak wariat??? Czasami to aż wręcz zazdrosna byłam... Oj Amimik, Amimik... Liwka tak nazywała Dominika... Jak wiecie, sama ostatnio dużo jeżdżę autem… Nie, nie wiecie, bo skąd macie wiedzieć, skoro prawie nic tu ostatnio nie piszę... Dojeżdżam codziennie po 30 km w jedną stronę do Krakowa. Ale to i tak jeszcze nic w porównaniu z nasza blogową koleżanką Na Krańcu Nieba, która dojeżdża 120 km w jedną stronę. Kobieto, jesteś wielka! Dasz radę, i ja też dam radę ;) Ale od tamtego feralnego piątku, wracając do domu zawsze myślę o Bzyqu… Że nie zobaczy już nigdy tych pięknych, złotych liści na drzewach... Że nie wsiądzie już nigdy do swojej 300-konnej hondy. Że nie prześpi się już nigdy z kobietą. Powiecie może, że widocznie być może tak właśnie miało być. Że być może ręka Boga już dawno zapisała mu taki los w gwiazdach. Że być może wypaliła się już jego świeca… Ale ja myślę, że wystarczy jeden niefortunny manewr... Pechowy splot okoliczności… Zły czas i zła godzina… I za godzinę, dwie, kogoś nas już po prostu może tu nie być. Ot, tak, po prostu… Nic nie poradzę, że na usta same cisną się słowa: „Od nagłej i niespodziewanej śmierci, zachowaj nas, Panie…”. Nie mogę w to uwierzyć... [*] [*] [*] Spoczywaj w pokoju… |
Magadalena8 (gość) 21 październik 2013 |
Pięknie się pożegnałaś z przyjacielem... Przykro mi... Przeczytałam ostatnio wzruszającą książkę o śmierci, bólu, odejściu... Codziennie myślę o śmierci moich bliskich, bo w końcu zbliża się ten szczególny dzień w roku.... Każdego z nas spotka ból po stracie bliskiej osoby.... On nie zelżeje... Można się tylko do niego przyzwyczaić.... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz. To inspiruje! :-*