No, nie mogłam się powstrzymać! ;)))
poniedziałek, 29 lutego 2016
środa, 24 lutego 2016
Do more of what makes you happy czyli więcej ogrodu mi trza ;)
Jestem w takim momencie swojego życia (i jakie to dziwne, że zawsze prawie dopada mnie to w lutym albo marcu) w którym znów czuję bardzo, bardzo mocno, że oto nadeszła chwila w której czas na zmiany. Zmiany wielkie i te malutkie :)
Bo szczerze mówiąc już od dawna jestem zmęczona starym sposobem prowadzenia bloga. Przejmowaniem się tym kto to przeczyta i co też sobie o mnie, wariatce pomyśli, każdą notką przemyślaną na 100 sposobów i pisaniem "pod publiczkę" ;) Brak było mi miejsca, gdzie swobodnie mogłabym wypisać się za wszystkie czasy, co też mi na wątrobie leży i jak coś mnie, za przeproszeniem tak po prostu wkurwia, to napisać, że mnie wkurwia, a nie że złowrogo szumią wierzby albo że duch mój na rozżarzone węgle dupą usiadł ;)))
Miejsca, gdzie będę mogła wkleić 100 ujęć najładniejszego kwiatka i pozbierać inspiracje na ogródek koło tarasu, zapisać sobie jak podcinać drzewka na wiosnę i ile azotu zawiera w sobie kupa królika ;)
Tak więc po prawie 10 latach blogowania o wszystkim (czyli o niczym) nadeszła oto nareszcie wiekopomna chwila, w której postanowiłam zająć się tym, co najbardziej kocham ;) Przeto czas na blog typowo tematyczny, czyli: glina, ugór, kupa królika (czytaj: nawóz) i powstający w bólach i męczarniach nieco zbyt szumnie i na wyrost nazwany "Ogród na Skarpie". Nie twierdzę, że nie będą się tutaj przewijać inne tematy (bo będą na pewno) ale od dzisiaj będziecie mieć niepowtarzalną okazje czytać i oglądać zdjęcia gliniastych ugorów, siewek kalarepy i nawozu. No dobra, może trochę przesadzam ;) ale moją cudowną nowiutką łopatę Fiskarsa, którą dostałam na urodziny na pewno Wam pokażę :)))
Czyli ogólnie: do more of what makes you happy! i takoż też zamierzam czynić :)))
Bo życie jest zbyt krótkie, żeby płacić rachunki a potem tak po prostu wziąć i umrzeć :)))
Oprócz tego ostatnio autentycznie się zakochałam :) W mężczyźnie. Tylko nie mówcie tego Tygrysowi ;) Zakochałam się w Dziarskim Dziadku.
Strasznie brak mi ruchu. Na urodziny zażyczyłam sobie łopatę Fiskars (do kopania grządek, sadzenia roślin i urządzania ogrodu). Wiem, jestem wariatką :))) Na któreś poprzednie urodziny dostałam... siekierę. Też na zamówienie :) Wycinałam nią chaszcze na działce w K. ale ponieważ Tygrys bał się, że utnę sobie nią nogę i nie chciał mi jej porządnie zaostrzyć, to praca nią była po prostu koszmarem i w końcu odpuściłam. Teraz, nie wiem nawet gdzie leży ;)
Musiałam natychmiast wypróbować tą łopatę i spontanicznie założyłyśmy z Liwką mały ogródek i przerzuciłam łopatą kilkanaście kretowisk i przewiozłam jeszcze taczkę ziemi ;) Czułam po tym każdy mięsień, byłam wściekle głodna i czułam jak burczy mi w żołądku. znaczy się metabolizm podkręcony na maksa a Artek powiedział mi, że dzięki moim treningom efekty już widać (choć ja za bardzo ich jeszcze nie widzę). Ale za to jaka satysfakcja po skończonym treningu, kiedy już ten pot, krew i łzy wylane, a Ewka mówi: "już po krzyku, już po wszystkim" :))) Ale o tym na razie cicho sza, nie chcę zapeszać… ;)
Bo szczerze mówiąc już od dawna jestem zmęczona starym sposobem prowadzenia bloga. Przejmowaniem się tym kto to przeczyta i co też sobie o mnie, wariatce pomyśli, każdą notką przemyślaną na 100 sposobów i pisaniem "pod publiczkę" ;) Brak było mi miejsca, gdzie swobodnie mogłabym wypisać się za wszystkie czasy, co też mi na wątrobie leży i jak coś mnie, za przeproszeniem tak po prostu wkurwia, to napisać, że mnie wkurwia, a nie że złowrogo szumią wierzby albo że duch mój na rozżarzone węgle dupą usiadł ;)))
Miejsca, gdzie będę mogła wkleić 100 ujęć najładniejszego kwiatka i pozbierać inspiracje na ogródek koło tarasu, zapisać sobie jak podcinać drzewka na wiosnę i ile azotu zawiera w sobie kupa królika ;)
Tak więc po prawie 10 latach blogowania o wszystkim (czyli o niczym) nadeszła oto nareszcie wiekopomna chwila, w której postanowiłam zająć się tym, co najbardziej kocham ;) Przeto czas na blog typowo tematyczny, czyli: glina, ugór, kupa królika (czytaj: nawóz) i powstający w bólach i męczarniach nieco zbyt szumnie i na wyrost nazwany "Ogród na Skarpie". Nie twierdzę, że nie będą się tutaj przewijać inne tematy (bo będą na pewno) ale od dzisiaj będziecie mieć niepowtarzalną okazje czytać i oglądać zdjęcia gliniastych ugorów, siewek kalarepy i nawozu. No dobra, może trochę przesadzam ;) ale moją cudowną nowiutką łopatę Fiskarsa, którą dostałam na urodziny na pewno Wam pokażę :)))
Uwaga, oto mój prezent urodzinowy od męża:
Łopata Fiskars!!! :)
Czyli ogólnie: do more of what makes you happy! i takoż też zamierzam czynić :)))
Bo życie jest zbyt krótkie, żeby płacić rachunki a potem tak po prostu wziąć i umrzeć :)))
Oprócz tego ostatnio autentycznie się zakochałam :) W mężczyźnie. Tylko nie mówcie tego Tygrysowi ;) Zakochałam się w Dziarskim Dziadku.
Na informację o panu Antonim trafiłam na Facebooku.
Włączyłam pierwszy filmik... i nie mogłam się oderwać!!!
Włączałam filmiki po kolei, jeden po drugim i od razu polubiłam Jego profil na Facebooku. Dowiedziałam się też, że… napisał książkę.
Matko, co za historia! Były żołnierz AK,
a ta historia o puszczeniu dziewięciu Niemców wolno, którzy to Niemcy potem
bronili Polaków przed rozstrzelaniem… Człowiek od razu zaczyna wierzyć, że jest
jednak dobro na tej ziemi. Książkę od razu zamówiłam, no po prostu musiałam! Przyniósł mi ją kurier do pracy i
czytałam w tramwaju, na przemian mając łzy w oczach i uśmiechając się, kiedy
tylko popatrzyłam na radosną, szczęśliwą twarz pana Antoniego (zbyt wiele mam
do niego szacunku, żeby tak po prostu mówić o Nim Dziarski Dziadek, no jakoś
nie potrafię!). Pochłonęłam ją w parę takich tramwajowych sesji ;) Ten człowiek zawstydza mnie, nie robię nawet połowy tego co on
dla swojego zdrowia, choć od jakiegoś roku i tak jest już ze mną dużo lepiej.
Przynajmniej się staram ;) Jem bardziej świadomie i czuję straszną potrzebę ruchu, ale co mam zrobić,
kiedy 11 godzin dziennie jestem zmuszona przesiedzieć na dupsku: w pracy, jadąc
do pracy autem, w tramwaju (siedzę, bo wykorzystuję te 30 minut dziennie w
drodze do pracy i następne 30 minut w drodze z pracy na czytanie). Bo po
powrocie do domu nie mam już na czytanie niestety czasu. A bez książek to ja bym
chyba umarła... Kupuję więcej niż nadążam czytać… Obiecałam sobie, że w tym roku nie kupię więcej
niż zdążę przeczytać, a tu proszę już kupiłam chyba 4 dla siebie i 3 dla Liwki i
mam jeszcze wielką ochotę na „Szeptuchę”, ale na razie się wstrzymuję. Będę twarda
;) Po przeczytaniu książkę dałam mamie, ale nie mam nadziei, że zmieni cokolwiek
w swoim życiu. Nie potrafiłabym żyć tak jak ona… Sama, bez życia towarzyskiego,
bez znajomych, tylko w książkach i gazetach, bez ruchu… Fakt, ma inne „hobby”,
ale o tym nie chcę pisać… Nie potrafiłabym tak żyć…
Musiałam natychmiast wypróbować tą łopatę i spontanicznie założyłyśmy z Liwką mały ogródek i przerzuciłam łopatą kilkanaście kretowisk i przewiozłam jeszcze taczkę ziemi ;) Czułam po tym każdy mięsień, byłam wściekle głodna i czułam jak burczy mi w żołądku. znaczy się metabolizm podkręcony na maksa a Artek powiedział mi, że dzięki moim treningom efekty już widać (choć ja za bardzo ich jeszcze nie widzę). Ale za to jaka satysfakcja po skończonym treningu, kiedy już ten pot, krew i łzy wylane, a Ewka mówi: "już po krzyku, już po wszystkim" :))) Ale o tym na razie cicho sza, nie chcę zapeszać… ;)
Ale dobra, miało być o Dziadku.... I jak tu się w tym wspaniałym człowieku nie zakochać???
Subskrybuj:
Posty (Atom)