Nooo dzieńdoberek ;) :) :)
Witam i o zdrowie pytam!
Nie wiem czy ktokolwiek jeszcze tu zagląda. Ale jestem. Żyję i się nie poddaję. Różne rzeczy się działy po drodze, ale co by tu dużo nie mówić - "co Cię nie zabije to Cię wzmocni". Jak się okazuje, nie trzeba wracać nocą jako upiór, wystarczy namotać w testamencie, ukryć istnienie drugiego syna i mroczny horrorek kochanej córeczce zapewniony. Dzięki tatuś :) Wiesz, nie wiem czy w tym roku postawię ci świeczkę.
Październik jest piękny :) Najpierw zakończyliśmy niemiłe sprawy spadkowe a później wyjechaliśmy na zasłużony długi weekend do Węgierskiej Górki. Nie mam stamtąd ani jednego zdjęcia, oprócz zdjęcia psów i zamazanego zdjęcia naszej ekipy na kanapie. Chyba liczy się przeżywanie życia, nie? Liwka brodziła w październikowej Żabniczance w kaloszach, które okazały się nie końca kaloszami, w związku z czym skończyła w spodniach mokrych do kolan. Nie było jej absolutnie nic ;) Sama miałam ochotę uziemić się dzień czy dwa później w strumyku, ale obecność dwóch małoletnich skutecznie odwiodła mnie od tego zamiaru. Zaraz przecież wszyscy wleźliby do wody, a nie chciałam mieć na sumieniu czyjegoś kataru ;)
Ostatnio natrafiłam na artykuł o falach Schurmanna. Częstotliwość Rezonansu Schumanna drastycznie się zwiększyła, aby w roku 2020 osiągnąć wartość 27, 4 Hz (poprzednia wynosiła 7,6 - 7, 8 Hz). Ziemia nabiera więc innych częstotliwości.... Zmiana rezonansu ma wpływ na energię ziemi, świadomość ludzi. Ja bardzo wyraźnie to czuję... Mam nawet wszystkie objawy ;) Odrzucam stare stereotypy, na nowo tworzę swoje wartości. Ludzi traktuję, jak oni mnie ;) To uczucie nieziemsko uwalniające :) Okres dostrajania się może być bolesny i chyba dlatego czuję potrzebę się uziemiać. Łazić po wodzie, grzebać w ziemi. Kopać w ogródku. Potrzebę kopania w ogródku w zasadzie to ja odczuwam przez cały rok na okrągło ;) Ale nigdy nie miałam aż tylu roślin doniczkowych w domu co teraz. Mam ich już pewnie ze dwieście. Albo i więcej. Nie liczę ;) Czuję nieodpartą potrzebę rozsadzania, rozmnażania, nie mogę zmarnować żadnej szczepki. Zakrawa to już chyba o nerwicę natręctw. Albo jakąś chorobę psychiczną. Ale w sumie nikt z nas podobno nie jest do końca normalny ;)
Sorry, ale im bardziej w las, tym bardziej staję się wiedźmą. Im więcej mam nieprzyjemnych przeżyć i stresu, tym bardziej mam tendencję do uciekania w świat magii, fantasy i horroru (o, horror to to co Tygrysy lubią najbardziej!!!). Z literatury, obecnie interesuje mnie tylko horror. Na wakacyjną lekturę do Chorwacji wybrałam "Kostnicę" Grahama Mastertona, która zresztą z kostnicą nie ma nic wspólnego i byłam bardzo zawiedziona, że nie było nic o tytułowej kostnicy, trupach i tym podobnych rzeczach. Czytam więc Kinga, Anetę Jadowską (Seria Szamańska - uwielbiam!), reportaże o nawiedzonych miejscach i ciągle mi mało ;) Odkryłam Kaszyńskiego, którego można porównać do Polskiego Kinga i jego "Skarb w glinianym naczyniu" i Annę Musiałowicz i jej "Diabła zza okna". Wciąż nie mam zbyt wiele czasu, by czytać, ale nadrabiam kiedy mogę.
To samo z filmami. W Górce obejrzeliśmy "Telefon Pana Harrigana" na podstawie opowieści kogóż by innego jak nie Stephena Kinga i "Platformę" i jeden w miarę normalny film: "Lou" - bardzo mi się podobał, polecam naprawdę :) Siedzenie do później nocy ze znajomymi to jest co, czego nam naprawdę brakowało. Szczególnie, że jeden z nich wyjechał ostatnio do Norwegii. Zawsze powtarzam, że ludzie są potrzebni do życia. Ale nie wtedy, kiedy traktuje się ich przedmiotowo i używa do własnych celów. Najważniejsze to być potrzebnym. Ale moja mamusia tego nie rozumie :/ Mam szkołę życia, przewartościowanie wszystkich wpajanych mi wartości.
Parokilometrowy spacer do Karczmy pod Niedźwiedziem, kiedy dosłownie już umieraliśmy z głodu i gdzie Liwka spotkała swoją nauczycielkę od historii (o której nota bene wyrażaliśmy się dość nieprzychylnie poprzedniego dnia ;) ) pozostanie w mej pamięci na zawsze ;) To zdarzyło się tylko dlatego, że Melaksa była zamknięta. Pamiętajcie, jeśli będziecie kiedyś w Węgierskiej Górce, idźcie koniecznie do Melaksy na pyszne pierogi z mięsem, pyszny żurek i wszystko inne - oni wszystko mają tam pyszne. Za to w Niedźwiedziu jadłam najlepszą na świecie kwaśnicę. Bo ja gdziekolwiek jestem, zawsze zamawiam kwaśnicę i pierogi z mięsem ;) W Melaksie kwaśnicy nie jadłam, więc jeszcze nie wiem czy jest dobra. Ach, tyle jeszcze przede mną ;)
Dzieciaki zaliczyły park Linowy Istebna i wielokrotne wędrówki do Żabki. Bo wiecie, w tym wieku nie ma nic fajniejszego, niż samodzielne wędrówki do Żabki ;) Cieszę się, że Liwka ma takich fajnych znajomych i że wciąż jeszcze może od czasu do czasu poczuć się po prostu dzieckiem :) Kochana moja, nie dorastaj!!!
I cieszę się, że my mamy takich fajnych znajomych :)
I fajne życie, mimo wszystko ;)
Może w wolnej chwili wstawię tu 2 zdjęcia psów i złotego w jesiennej szacie dębu, który rośnie koło tarasu w Górce. Więcej zdjęć nie zrobiłam. I co dziwne, nie żałuję. I z jakiegoś dziwnego powodu, pamięć o tym wyjeździe pozostanie ze mną na zawsze :)
PS: Na koniec przepraszam za chaotyczność wpisu. Tak to jest, kiedy się chce upchnąć wrażenia z trzech ostatnich miesięcy w jednym poście. Wszak od roku ponad nie pisałam...
PS2: w sobotę na AMC będą lecieć 2 części "30 dni mroku". Do miasteczka na Alasce nie dociera słońce, co jest idealną okazją dla wampirów, które pojawiają się w okolicy.... Przygotuję dużo popcornu ;)